Trish
Ciekawe o co chodziło Rose. Jakoś dziwnie się zachowywała. Chociaż nie. Ona zawsze zachowuje się dziwnie, teraz była po prostu inna niż zazwyczaj.
Wzruszając ramionami, ruszyłam w stronę najbliższego sklepu jakim był podupadły monopolowy.
- Dzień dobry! - krzyknęłam do jakiejś wypindrzonej lasi za kasą - Ma pani na sklepie balony?
- ... - kobieta popatrzyła na mnie z politowaniem - Chuj a nie dobry. I kto mówi "na sklepie?" - uśmiechnęła się złośliwie.
Oj, nie. Mi nie zachodzi się za skórę.
- Proszę Pani - zaczęłam spokojnie - Bardzo serdecznie proszę, o ruszenie swojego kwadratowego tyłka i sprzedanie mi pieprzonych balonów, bo jak nie, chętnie zgłoszę Pańską postawę wobec klienta właścicielom i zgłoszę cały zakład do sanepidu, a nie jest tu zbyt czysto. Wątpię, by dostała Pani pracę w innym miejscu niż w tej zatęchłej dziurze, więc proszę nie marudzić i wypełnić moje życzenie.
Zatkało. Hehe, punkt dla mnie.
Lachonowi prawie kopara opadła, ale w końcu zdołała przywrócić swój zadufany wyraz twarzy i z parsknięciem wykonała transakcję.
~ kilka godzin później ~
Okej, Rose wyniosła z pokoju niemal cały swój bagaż co odrobinę mnie zaniepokoiło, ale walić to. Nie będę jej w końcu życia ustawiać.
Po mojej krótkiej chwili zadumy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju wszedł... Christian! W ręku trzymał wielką tabliczkę czekolady i ubrał się w bardziej wyluzowane cichy niż w szkole; dres i t-shirt.
- Hej - przywitałam go z uśmiechem - Napijesz się czegoś?
- Nie, nie, dzięki - odparł - To dla ciebie - wepchnął mi w ręce wcześniej wspomnianą czekoladę. Mmmm, karmelowa!
- Dzięki. Pójdę po jakąś przekąskę, a ty czuj się jak u siebie.
Odwróciłam się, wykonując piruet jak balerina, ale po chwili coś zaburzyło moje poczucie równowagi, popychając mnie. Ku mojej uldze - wylądowałam na łóżku.
- Sory, mam dwie lewe nogi - westchnęłam zawstydzona.
- Przecież tutaj zmierzałaś - powiedział Christian, siadając obok mnie.
- Huh? - oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy poczułam jego dłoń tam gdzie nie powinno jej być.
- GWAŁCICIEEEEEEEL! - wrzasnęłam, po czym stanowczym ruchem odtrąciłam jego rękę i całkowicie niechcący walnęłam go w twarz. Chłopak poleciał na podłogę.
- KUPIŁAM NAWET BALONY OD WREDNEJ EKSPEDIENTKI, A TY ŚMIESZ WCHODZIĆ DO TEGO POKOJU I ZŁAMAĆ MOJE ŚLUBY CZYSTOŚCI?! WYPIERDALAJ PAN!
Jednak zanim zdążył wypierdolić to ja wybiegłam jak bohaterka głupiej dramy i wbiłam do pokoju obok.
- ON CHCIAŁ MNIE ZGWAŁCIĆ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz