Annie
Oddałam laptopa Rose, bo chciałam zachować pozory dobrego człowieka. Może będziemy koleżankami, czy coś.
W każdym razie jak tylko dałam jej co chciała, wyszłam z powrotem z pokoju, mając zamiar wybrać się na wieczorny trening na pobliskiej siłowni. Muszę się naćwiczyć ile wlezie, bo nie wiem czy będę miała teraz wystarczająco dużo czasu na codzienną gimnastykę. Włożyłam telefon do kieszeni i zaczęłam biec w kierunku siłowni w ramach rozgrzewki. Nie zabiegłam jednak zbyt daleko, ponieważ zawołała mnie jakaś blondyna.
- Hej!
- Słucham? - spytałam z mindfuckiem.
- Widziałam cię dzisiaj na rozpoczęciu, siedziałaś obok mojej współlokatorki, Rose i jakiegoś pomiotu szatana - powiedziała z wyszczerzem blondyna.
- Oooo, tak, znam ją. Mam pokój tuż obok i pożyczyłam jej dzisiaj laptopa - odpowiedziałam, łącząc wątki.
- … Spytała cię o to?
- Tak - stwierdziłam - To coś dziwnego?
- Nie… po prostu wydaje mi się, że Rose może być uzależniona od komputera.
- To… źle?
- Nie wiem. Jej chyba to nie przeszkadza, więc nie będę niczego zabraniać - wydaje się logiczne - A tak w ogóle… mam na imię Trish i studiuję medycynę - po raz kolejny obdarzona zostałam promiennym uśmiechem.
- Ja też! - zawołałam z entuzjazmem - Annie Shelley, chcę zostać pediatrą!
- Same here - zaśmiała się - Dzieciaki są słodkie. A tak na marginesie, gdzie się wybierasz?
- Na siłownię.
- Czyli lubisz sport! Musimy wyjść kiedyś i zagrać razem w kosza! - zaczęła się gorączkować.
- Okej, jestem za, a teraz się zmywam, kalorie same się nie spalą.
Trish życzyła mi powodzenia, po czym poszła w swoją stronę, nucąc jakąś żywą melodię pod nosem. Za to ja po niecałych 20 minutach wysiłku byłam już na siłowni. Szybko się przebrałam i udałam się na bieżnię. Kiedy już miałam dosyć biegania ruszyłam w stronę czegoś, na czym ćwiczy się mięśnie brzucha. W tym czasie wyczaiłam dwie osoby. Pierwszy kolo siedział i filozofował na maszynie budującej tricepsa. Nie. On nie ćwiczył. Siedział i myślał. Kurwa. Jak chcesz być Pizdokratesem wypierdzielaj na uniwersytet! No, a drugi był przeciwieństwem tego pierwszego. Pakował jak nigdy w życiu. Podziwiam tego gościa. Wydawał się być w moim wieku. Może nawet przewinął mi się przed oczami gdzieś na rozpoczęciu? Kiedy zeszłam z maszyny…
- No cześć - usłyszałam perwersyjny głos za plecami.
- … - zlustrowałam chłopaka wzrokiem. - No siema.
- Lubisz kebab?
- Yyy… - dostałam wytrzeszczu - … zależy ile ma kalorii - skomentowałam inteligentnie - A coś poza tym masz mi do powiedzenia?
- W przyszłości chcę otworzyć siłownię, taką wiesz… wypasioną, a w środku będzie budka z dietetycznym kebabem. Ale nie dla pedałów. Zatrudnię ochroniarza i będę ich stamtąd wypierdalać zanim w ogóle wejdą. A tak by the way… Andrew jestem, masz ochotę iść ze mną na kebaba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz