Trish
Siedzę i paczę. Wokół mnie siedzą ludzie, których w ogóle nie znam, ale wiem, iż wykupiliby Statuę Wolności i traktowali to jak zabawkę z wystawy promocyjnej w Biedronce. Dwa rzędy za mną wyczaiłam Rose. Darła się do jakiegoś chudego blondyna, który zdawał się ciągle demonicznie uśmiechać. W końcu poddała się i usiadła speszona na miejsce. Tuż obok niej siedziała zdezorientowana, ruda dziewczyna. Wysoka dziewczyna. Może pogra ze mną w kosza?
~dwie godziny później~
Jakie to było, kurwa, nudne. Oczekiwałam nagłych zwrotów akcji, oszałamiających przemów, powalających na kolana pokazów talentów! I co? I nic. Przez pierwsze 45 minut nikt się nie zjawił. Pod tym względem najlepsza uczelnia w kraju stała na tym samym poziomie co każda inna. A może nawet niżej. Przylazł jakiś zapocony dres i zaczął przepraszać, że dyrektora nie będzie, a vice wyjechał na jakieś ważne szkolenia czy coś.
Potem do mównicy podchodzili kolejno profesorzy i profesorki, aby powiedzieć parę słów o tym jak to bardzo cieszą się, iż tylu nas tutaj jest i że nie będzie nam łatwo. Tak. To wiedział już każdy, kto chciał się zapisać do tej szkoły.
Podczas gdy w duchu cały czas narzekałam na to, jak bardzo się zawiodłam, cały czas pilnie obserwowałam wszystko dookoła.
Możecie spytać, czego szukam? Odpowiedź jest prosta - kogoś, kto nie wygląda jak zadufany w sobie milioner. Chcę się skupić na nauce, chcę spędzać mój wolny czas nad książkami, jednak to nie znaczy, że mam być samotna. Co to, to nie. Niby mam Rose, ale jak na razie nasza znajomość utknęła w miejscu. Chcę mieć studyjnych przyjaciół na całe życie!
Jeden, drugi, trzeci… nie ma. Zero. Nic. Null.
Już miałam zamiar się wycofać, gdy ujrzałam bardzo wysokiego chłopaka z czarnymi włosami związanymi w kucyka.
Nie myśląc zbyt wiele, podeszłam do niego.
- Hej - palnęłam z szerokim uśmiechem.
- Cześć - odparł niepewnie, taksując mnie wzrokiem.
- Trish O’Connor, medycyna. A ty?
- … Christian Ashwort, ekonomia.
- O… - kurde, jest na innym kierunku - Może spotkalibyśmy się od czasu do czasu?
- Ta, jasne - niespodziewanie brunet zaszczycił mnie wyszczerzem i podał mi rękę - Z przyjemnością spędzę z tobą więcej czasu - chyba coś wpadło mu do oka, bo mrugnął. Dziwne, tak tylko jednym?
- To… jak duże? - spytał, starając się uniknąć kontaktu wzrokowego.
- “jak duże” co? - spytałam inteligentnie.
- No wiesz… balony - palnął gwałtownie wypuszczając powietrze.
- Zależy jak je nadmuchasz - odparłam zgodnie z prawdą.
W tym momencie dostrzegłam jakiś dziwny błysk w oczach chłopaka, po czym odszedł, jeszcze raz mrugając. Powinien kupić sobie krople do oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz