czwartek, 31 marca 2016

Zeszyt A4 - Trish

Trish

Obudziłam się niewiele przed dziewiątą. Poprzedniego dnia do późna siedziałam z Annie w bibliotece uniwersyteckiej, kując i rozmawiając na prawilne tematy. Bardzo polubiłam Rudą, mamy całkiem podobne zainteresowania i przyjemnie się z nią dyskutuje.
Przeciągając się, uśmiechnęłam się pocieszona perspektywą weekendu. Wstałam, sprawdziłam czy Rose wciąż śpi i ogarnąwszy się poszłam pobiegać.

~ około pół godziny później ~

Dyszałam lekko zmęczona kilkukilometrowym truchtem i kiedy wbiegłam na teren uczelni zaczęłam iść. Zmierzałam w kierunku siostrzeństwa, jednak tak jakoś wyszło, że dotarłam na boisko do kosza.
Może zadzwonię do Annie i spytam czy nie chce ze mną zagrać? - myślałam.
Jednak zanim zdążyłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, usłyszałam znajomy głos.
- Jesteś Trish, tak?
Odwróciłam się, by ujrzeć przyjaźnie uśmiechającą się brunetkę z zeszytem A4 po pachą.
- Alex Collins, chodzimy razem na wykłady - wyciągnęła do mnie rękę.
O. Stąd kojarzyłam jej głos. Musiałam ją kiedyś usłyszeć na sali.
- Tak to ja, miło mi - potrząsnęłam jej dłonią - Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam zaciekawiona.
- Nie, nie, po prostu pomyślałam, że się przywitam. No i tak właściwie... - chwyciła się za łokieć - Słyszałam trochę o tobie od Christiana.
Na dźwięk tego imienia gwałtownie wzrosła moja czujność.
- Jesteście przyjaciółmi?
- Coś w tym rodzaju - rzekła neutralnym tonem Alex - Mówił, że jesteś odrobinę walnięta, ale warto z tobą chwilę porozmawiać.
Po tym tekście odrobinę się nadąsałam, lecz już po chwili przywróciłam swój normalny wyraz twarzy oraz wykonałam głęboki skłon.
- Co robisz o tak wczesnej porze? - wczesnej jak na studenta - Większość ludzi siedzi o tej porze w domu i popija poranną herbatkę - jeszcze jeden skłon.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Myślę, że właśnie dlatego wychodzę wcześniej. Nie ma ludzi. Nikt się nie błąka i nie przeszkadza - usłyszałam jak ziewa.
- Nie przeszkadza w czym? - przyciągnęłam kolano do klatki piersiowej.
- Sama zobacz.
Z tymi słowami Alex podeszła do mnie i otworzyła swój zeszyt.
- Wo - było to jedyne, co mogłam wykrztusić.
Na pierwszej stronie notesu oprócz wypisanego imienia i nazwiska znajdował się piękny szkic, przedstawiający dziewczynkę siedzącą na huśtawce. Ubrana była w jasną, letnią sukienkę, a w ręce trzymała czterolistną koniczynę.
- Piękne - wydusiłam z siebie z podziwem.
- Dzięki - odparła usatysfakcjonowana brunetka - To moja siostra.
Jeszcze raz przeniosłam wzrok na rysunek i przyjrzałam dziecku. Faktycznie, z wyjątkiem koloru włosów, wyglądało właściwie identycznie jak Alex.
- Niezwykłe - dodałam jeszcze z uśmiechem, po czym spojrzałam na godzinę w telefonie - Muszę zmykać. See ya around, Alex! - z tymi słowami odbiegłam w swoją stronę, a dziewczyna odmachała mi na pożegnanie.

wtorek, 29 marca 2016

Nawrócenie - Rose

Rose

Pierwszy raz w życiu tak się uśmiałam. Kamil - Degenerat - jest jednym z najzajebistrzych ludzi jakich spotkałam. I w dodatku to prawdziwy wzór do naśladowania. Nigdy nie widziałam, by ktoś tak dobrze grał w Lol'a.
Z błogim westchnięciem rozejrzałam się po pokoju, do którego dopiero weszłam. Blondyny nigdzie nie było,  za to na jej biurku leżała kartka z zapisanym czerwonym piskiem napisem: "Będę około 22". Uniosłam brew do góry, zastanawiając się, co może robić do tak późnej pory.
Siadłszy na łóżku, położyłam laptopa na kolanach i zagrałam jednego rankeda. Szło mi żałośnie w porównaniu z tym co przedstawił dzisiaj Kamil, w dodatku miałam całkowity noob team, więc po naszej wybitnej przegranej z konsternacją wyłączyłam komputer.
Kurde. W tamtym momencie uświadomiłam jak pusto zrobiło się w pokoju bez Trish i kolegów ze Skype'a.
Co ja mam ze sobą zrobić? - pomyślałam, gdy dopadła mnie nuda. Nie będę grać w grę, bo się pogrążę, a uczyć się nie chcę.
W końcu ruszyłam dupę z łóżka oraz wyszłam na korytarz. Z pokoju 32 wyszła akurat jakaś lasia w dżinsowych gaciach i białym topie odkrywającym płaski, wręcz wklęsły brzuch i truskawkowych włosach. Nie widziałam jej twarzy, jednak podejrzewam, iż znajduję się na niej szpachla make-up'u i innego gówna. Szła, machając (tak machając, nie kołysząc) biodrami, biorąc ogromne kroki, jakby chodziła po wybiegu. Na dalsze obserwacje nie miałam czasu, ponieważ dziewczyna zniknęła na schodach.
Przeszłam kilka kroków i zapukałam do pokoju 23. Nikt się nie odezwał, toteż, jak przecież zrobiłby każdy, wbiłam do środka.
- O ŻESZ, MAĆKU ATEISTO! -zawołałam na widok siedzącego pod ścianą Ryana ze scyzorykiem wymierzonym w oko - Nie rób tego, jeszcze tyle wspaniałych rzeczy możesz zobaczyć!
Po czym rzuciłam się nań, by uratować jego czarny żywot. Wyrwałam mu narzędzie z ręki i rzuciłam w najdalszy kąt pokoju.
- ... Możesz mi powiedzieć co robisz? - zapytał sucho chłopak.
- Jak to co? - warknęłam z oburzeniem - Ratuję cię przed własną głupotą!
- Twoją własną? - uśmiechnął się kąśliwie.
- Na co dzień nie widuję ludzi próbujących wydłubać sobie oczy! - krzyknęłam dobitnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Że co..? - pierwszy raz usłyszałam zdziwionego Ryana. Brzmiało to dość ciekawie, no nie powiem - Ty myślałaś, że chcę sobie wydłubać oczy?
Na dźwięk jego zimnego głosu przeszły mnie ciarki po plecach, lecz po chwili ciężkiej ciszy dobiegł mnie jeszcze gorszy odgłos.
- Nie, no, nie wierzę! - wybuchnął śmiechem blondyn - Ta frajerka myślała, że chcę oko stracić!
Chłopak chwycił się za brzuch i wydawał się niemal dusić tym swoim perfidnym śmiechem, przez co miałam ochotę rzucić fochem.
- Nieśmieszne.
Na to słowo pokój zalała kolejna fala niepohamowanego rechotu.
Po pewnym czasie Ryan zdawał się ochłonąć i mruknął coś pod nosem o robaku na scyzoryku.
- Za tę akcję jesteś mi coś dłużna - spojrzał na mnie lodowato - A jako, że słyszałem o twoich ateistycznych poglądach, możesz spróbować się nawrócić - ten gość jest straszny.
Czując zimny wzrok chłopaka, przytaknęłam, przełykając głośno ślinę.

niedziela, 27 marca 2016

Koncert - Rose

Rose

Kiedy Trish wróciła z porannego joggingu, ja siedziałam przed notatkami z fizyki i jadłam ciemny chlebek. Mi by się nie chciało tak z rana biegać. Właściwie, to mi się nigdy nie chce biegać. Taką mam naturę.
Po skończonym śniadaniu bardzo kreatywnie spędzałam czas, mianowicie leżałam brzuchem na łóżku i grałam w Stack. Trish przez około pół godziny siedziała w łazience, więc zaczęłam się  zastanawiać czy się nie utopiła. W końcu jednak wyszła z mokrymi włosami i suszyła przez następne pół godziny. 
Gdy przestała, wlepiła we mnie paczały.
- Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? - spytała ciepłym głosem.
- E... nie chce mi się -odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ziewając głośno.
- Oj, no weź. Jesteś niedotleniona, potrzebujesz spaceru!
Spojrzałam na nią  powątpiewaniem, jednak znając ją, nawet gdybym odmówiła pierdyliard razy, to i tak nie nie przestałaby mnie truć.
- Okay - przewróciłam oczami, a blondynka wyskoczyła z krzesła - Tylko się przebiorę.
Trish uśmiechnęła się od ucha do ucha, po czym popędziła mnie do łazienki.

~ le time skip ~

- Co oni tutaj robią? - spytałam skołowana, gdy zobaczyłam jak Trish macha do stojących przy bramie Christiana, Allena i Annie.
- Zaprosiłam ich - odrzekła jak gdyby nigdy nic - Gdzie jest Ryan? - zapytała rudowłosą, a ona zmarszczyła w odpowiedzi czoło.
- Był... zajęty - uśmiechała się, ale był to uśmiech inny niż zazwyczaj, jakby... zaniepokojony?
Moja współlokatorka również to zauważyła, lecz obie to przemilczałyśmy.
- O, i tak wam tylko mówię, że na szesnastą umówiłam się z Leonem, więc pożegnam was wtedy - dodała po chwili milczenia Annie.
- Czyżby ktoś się w nim zadurzył~? - spytała śpiewnym głosem Trish, a owa zadurzona spojrzała na nią z politowaniem.
- No, chyba nie - westchnęła - A tak w ogóle, to co robimy?
- Na koncert! - wykrzyczała wyskakująca znikąd brunetka.
- A pani to kto? - zapytałam z nieufnością.
- Alex Collins, studiuję medycynę, ale to nieważne. Ważne jest to, że ZA NIECAŁY KWADRANS KONCERT, WIĘC WSIADAĆ DO AUTA, BO SIĘ SPÓŹNIMY!

~ 15:27 ~

Wyszłam z sali koncertowej z oczami szeroko otwartymi z podziwu i szklanymi ze wzruszenia.
- Mogliby trochę ściszyć - zagrymasiła Trish, na co ja natychmiast zaprzeczyłam.
- Nie. Było idealnie.
Z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona do tego całego koncertu i oczywiście do nieznajomej mi Alex, ale, o mój marny żywocie, to było chyba najpiękniejsze, co w życiu słyszałam. Co dokładnie?
Przyjechaliśmy do jakiejś podrzędnej knajpy, w ciągu dnia niemal pustej oraz weszliśmy do środka. W mini vanie porozmawiałam z Alex, która tak jak ja jest wielką fanką rocka i metalu. I oto w tym zapuszczonym pubie wystąpił utworzony w garażu zespół i powalił mnie na kolana zajebistymi coverami zajebistych piosenek. Teraz mogę umrzeć, wiedząc, że niczego nie straciłam.

sobota, 26 marca 2016

Obraz - Annie

Annie

Szybkim krokiem udałam się w stronę siostrzeństwa. Niestety, usłyszałam za sobą kroki i krzyk:
- Annie, stój! - tak, był to Christian. Miałam wyraźny grymas na twarzy, przez to kiedy odwróciłam się w stronę chłopaka, wzdrygnął się. - Słuchaj, no, mogłem się pohamować, ale...
- Ale co? - krzywiłam się dalej.
- Po prostu za nimi nie przepadam, a Leon to flirciarz i kobieciarz, więc chciałem ci to powiedzieć, ale ty sobie poszłaś - powiedział między głębokimi wdechami, najwyraźniej biegł.
- Ja nie mam zamiaru być z nim w ten sposób, jest zajebistym kumplem... - przewróciłam oczami. - A ty co taki zmęczony? 
- Bardzo szybko chodzisz - stwierdził, a ja się uśmiechnęłam.
- A ja myślę, że ekonomia nie służy twojej kondycji fizycznej - oznajmiłam dosadnie.
- Ty nie jesteś lepsza, studiujesz medycynę.
- Ja chodzę na siłownię - spojrzałam na niego z ironią.
- Więc stąd ich znasz - podrapał się po głowie.
- Tak, tak - powiedziałam - Lubię uprawiać sport, ale leczyć dzieci bardziej - zaśmiałam się szczerze.
- Rozumiem - uśmiechnął się delikatnie. 
- Eh, no to łaskawie ci wybaczam, a teraz spadam do siostrzeństwa, bo ledwo wróciłam z siłowni i muszę wziąć prysznic, narka! 
- Pa - odpowiedział, a ja ruszyłam w stronę akademika.
Weszłam do pokoju i ujrzałam Ryana. Chłopak bazgrał coś na kartce przy biurku. Zerknęłam z ciekawością. Blondyn używał farb.
- Piękne - wyszeptałam, a on się wzdrygnął.
- S-skąd się tu wzięłaś? - zapytał skołowany.
- Przeszłam przez drzwi kilka sekund temu - stwierdziłam wzruszając ramionami. - Ryan, czemu ja nie wiem, że ty tak malujesz? - otworzyłam szeroko oczy, a ten tylko się delikatnie uśmiechnął.

Na kartce papieru A2 namalowane były dwie osoby, bodajże kobieta i mężczyzna. Sylwetki były delikatnie rozmazane. W tle widniały ciepłe, a za razem niepokojące kolory. Czerwony, bordowy, blado-żółty, a gdzieś na konturach przewijały się zimne takie jak czarny, szary czy biały. Tło przypominało płomienie, dwie postacie trzymały się za ręce. O dziwo właśnie w tle obrazu można było dojrzeć ludzką sylwetkę.
- Piękne - powtórzyłam - ale zarazem trochę przerażające... - szeptałam, wisząc nad chłopakiem, na którego twarz opadały kosmyki moich włosów.

Bractwo - Annie

Annie

-  A jak twój ziomek ją porwał? Co jeżeli jest niewyżytym zboczeńcem?! - lamentowałam, idąc w stronę akademika.
- No, to chodź sprawdzimy czy jest w bractwie! - oznajmił Leon.
- Najpierw do siostrzeństwa!
- Tyle, że jak tam będzie to znaczy, że nic jej nie jest, a u nas po holu biega chmara napalonych...
- Do bractwa więc! - przerwałam mu gwałtownie, obróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę.
Dziesięć minut później byliśmy już na miejscu. Weszłam przez drzwi akademika, wszystko wydawało się być jak u nas, lecz kiedy blondyn otworzył drzwi pokoju swojego kolegi (wspomniałam, że nie dzielą mieszkanka?)...
-  Wow - wytrzeszczyłam oczy.
- Co? - zapytał inteligentnie Leon.
- Jak tu czysto - zamrugałam.
- Dziwne co nie? - uśmiechnął się szczerze mój kompan, a ja zauważyłam bruneta, który bazgrał coś w zeszycie.
- Czyli jednak nie jesteś niewyżytym zboczeńcem! - stwierdziłam na głos, a chłopak podniósł głowę znad notatnika i popatrzył na mnie krzywo. - To spadam, frajerzy! Na... - I wtedy niespodziewanie uderzyłam z całej epy w czyjąś klatę - Aaaał... - chwyciłam się za głowę - S-sooorry... - wymamrotałam pod nosem, po czym uniosłam głowę - O, Christian... ty mieszkasz z panem? - zapytałam, podnosząc brew.
- Taa... - oznajmił, patrząc wrogo na Leona. - A ty co robisz w bractwie? - spytał z ciekawością.
- Ja szuka... - kiedy miałam dokończyć zdanie, KTOŚ zasłonił mi usta dłonią.
- Przyszła do mnie, a przy okazji odprowadziliśmy Allena, to do zobaczenia! - uśmiechnął się i pociągnął mnie za sobą.
- Co ty sobie wyobrażasz? - zapytałam wrogo.
- Oj, jak już tu przyszłaś to możesz mnie odwiedzić, nie? - przewrócił oczami.
- Ehh, no dobra i tak nie mam czasu już dzisiaj na siłownię... - westchnęłam zażenowania.
Potem chłopak otworzył mi drzwi, a ja wpatrywałam się we wnętrze pokoju:
- Kiedy ostatnio sprzątaliście? - zapytałam, widząc Andrew, wszędzie porozrzucane koszulki, piłkę do kosza i nożnej na środku pokoju oraz bokserki na lampie.
- A no jakieś 3 tygodnie temu... - oznajmił Leon.
Po tych słowach weszłam do pomieszczenia dwa razy się o coś potykając, a zaraz potem siadając na łóżku.
- Widzę, że od razu przechodzimy do rzeczy - zlustrował mnie wzrokiem blondyn, a ja spojrzałam na niego złowieszczo - Oj, no żartuję!
- Annie, znasz go? - zapytał inteligentnie Andrew.
- Można tak powiedzieć... - westchnęłam.
Jedyne co w tym pokoju było poszanowane to suplementy i odżywki białkowe Andrew. Ehh, ale tak to jest jak w jednym pokoju mieszka dwóch sportowców - pomyślałam, siedząc na łóżku.

Żyletka - Annie

Annie 

Obudziłam się około ósmej rano. Wstałam po chwili z łóżka, przetarłam oczy, po czym uznałam, iż zjem śniadanie i udam się, jak zawsze w soboty, na siłownię. Zawsze chodziłam tam przed południem, ponieważ potem jest ludziuf jak mrówkuf.
Na owej siłowni spotkałam Andrew. Jest nawet spoko, mamy wspólne tematy, więc dobrze nam się rozmawia. Po treningu, kiedy już wychodziliśmy, przed wyjściem zauważyłam stojącego Leona. Był nadzwyczaj radosny. Chociaż... czy on przypadkiem nie jest taki zazwyczaj? Nieważne.
- Siema, Annie - wyszczerzył się blondyn, a ja lekko skrzywiłam, bo czułam w jego zachowaniu podstęp.
- No he... - Andrew mi przerwał.
- No i na chuj tu przyszedłeś, co? - zapytał.
- A wy co, pokłóceni? - zmarszczyłam brwi.
- No wiesz... - zaczął Leon.
- Ta pizda zgubiła moją żyletkę - wymamrotał Andrew.
- Tniesz się? - zapytałam ironicznie.
- Nie - spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Taka do golenia? - dopytywałam się.
*kminy Annie*
Skoro powiedział żyletka, to pewnie chodzi mu o maszynkę do golenia... czyli goli nogi?
- Ta.
- Nóg?
- Między innymi.
- Lol - przewróciłam oczami. - A mówią, że to kobiety mają humorki - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Co nie? - zapytał inteligentnie Leon.
- Wy głupi jesteście - zaśmiałam się.
Zaraz potem w trójkę wyszliśmy z siłowni i skierowaliśmy się w stronę akademika. Uznałam, iż odprowadzę tych pedałów. Wbiłam na chwilę do ich pokoju, ale po krótkim czasie wyszłam w obawie o własne życie.
- Annie, słuchaj, chciałabyś gdzieś ze mną wyjść? -  zapytał Leon, gdy ja byłam już przy drzwiach.
- Umm, pewnie - uśmiechnęłam się. - Tylko kiedy i gdzie?
- Jutro o szesnastej, możesz? - spytał niepewnie.
- Jasne - stwierdziłam, po czym pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam w swoją stronę.
Po drodze spotkałam Christiana.
- Co ty tu znowu robisz? - zapytał, nawet się nie witając, co odebrałam negatywnie.
- Byłam u Andrew i Leona - oznajmiłam sucho. - Czemu pytasz? - skrzywiłam się.
- A, no nic, nie ważne, nie przepadam za tymi półmózgami... 95% mięśni, 5% mózgu - przewrócił oczami.
- Aha? - powiedziałam zdegustowana. - Skoro tak ci nie pasują, to po prostu o nich nie wspominaj - odburknęłam, po czym oddaliłam się bez słowa. - Co to miało być? - wymamrotałam pod nosem, wychodząc z bractwa.

czwartek, 24 marca 2016

Emocjonująca rozgrywka - Rose

Rose
O luju. Nadszedł ten dzień. Kilka razy spotkałam Kamila - bo tak miał naprawdę na imię Degenerat - i umówiłam na piątek wieczorem. Nie wiem gdzie idziemy, jak się ubrać, ani co będziemy robić. Kompletnie nic.
Krzątałam się po pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a Trish siedziała przy biurku i coś czytała. W końcu oderwała się od lektury i spojrzała na mnie zmieszana.
- To dzisiaj? - spytała z pokerową twarzą.
- Yhm - mruknęłam, wciąż mając pustkę w głowie.
- Aha. To może byś się przebrała?
Nakierowana palcem współlokatorki zerknęłam na swój ubiór. Miałam na sobie zwykły, czarny t-shirt i tego samego koloru jeansy, czyli to, co niemal zawsze.
- A w co? - usiadłam przy swoim biurku, oparłam głowę na ręce i wpatrywałam się w blondynkę.
- W coś, w czym wyglądasz ponętnie - dziewczyna odchyliła się w krześle i z perwersyjnym uśmiechem poruszyła brwiami.
- Osz, ty szmato - chwyciłam pierwszą lepszą rzecz i rzuciłam w nią.
Trish otworzyła szeroko oczy i w ostatnim momencie uniknęła trafienia półtonowym atlasem w głowę. Sturlała się z siedzenia na podłogę i leżała tam przez chwilę jak placek.
- A, ić pani w chuj - warknęła w podłogę, ale już zaraz stała na nogach i śmiała się.
- Wstawaj, Łosiu, bo trzeba cię wypindrzyć!

~ wieczorem ~

Trish okazała się być dziewczyną nie lubiącą przesady. Ubrała mnie w turkusową, taliowaną koszulę, na to narzuciła czarną kamizelkę, jeszcze ciemne jeansy i moje ukochane glany. Jako że dziewczyna brzydzi się makijażu, miałam tylko pomalowane rzęsy.
Czekałam pod wejściem do akademika na Kamila, który zadeklarował się mnie odebrać. 
- Cześć - usłyszałam znajomy głos.
- Elo.
Kamil podszedł do mnie i przez chwilę milczał.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Z wielkimi oczami czekałam na kontynuację.
- Ja... - spojrzał mi głęboko w oczy - jestem youtuberem.
*cisza*
- Wiem - rzekłam szczerze.
Chłopak dostał wytrzeszczu i zaraz potem uśmiechnął się głupkowato.
- No, to chyba mała zmiana planów.
Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w jakimś kierunku.
- Ej, ej, ej, ale gdzie my idziemy?! - wrzasnęłam, prawie wywalając się na twarz.

~ 10 minut później ~

- Łoooo - oczy mi zabłysnęły na widok miejsca do nagrywania.
- Siadaj - brunet wskazał mi krzesło.
- Czy my będziemy... - przerwałam wpół zdania i spojrzałam na niego znacząco.
- Właśnie tak - przytaknął dumny z siebie.
- Aaaaaaa, Kamil ja nie...-
- Nie Kamil. Degenerat.
A potem pogrążeni w grze, jaką był Lol, laliśmy bekę z bronznuf i ich potomnych myśli.

wtorek, 22 marca 2016

Pajac o granatowych oczach - Trish

Trish


Jeżeli miałabym podsumować grę przeciwko Annie i Leona… była świetna. Dawno się tak nie zmęczyłam i niemal zapomniałam, jakie to cudowne uczucie. Podczas naszego małego sparingu dawałam z siebie wszystko, ale i tak zakończył się remisem, nie wspominając o tym, że parę razy się ośmieszyłam, nie trafiając do kosza czy wpadając na kogoś. No właśnie. Gdy wcześniej spotkałam chłopaków, Allen wydał mi się interesujący. Przeczucie mnie nie zawiodło. Nie dosyć, że gra w kosza, to chodzi ze mną na wykłady i chce zostać chirurgiem. Nie mogę powiedzieć, iż go znam, lecz bardzo chętnie spędzę z nim więcej czasu.
- Dobra jesteś - rzucił do mnie Allen, jednak zanim zdążyłam odpowiedzieć - jak na dziewczynę - dodał złośliwie.
- Osz ty - trąciłam go w ramię - Jak taki z ciebie specjalista, to dlaczego nie jesteś na kierunku z Leonem?
- Powiedzmy, że zostałem stworzony do innych celów niż latanie za piłką - podrapał się po karku.
- A ty… - zaczął niepewnie.
- Ja..? - pogoniłam go.
- Lubisz kosza?
- … inaczej bym chyba nie grała
- Aha - utkwił wzrok w podłożu - To może… Zagralibyśmy jeszcze kiedyś. Razem.
- Ta, spoko. Leon to równy gość - odparłam podekscytowana perspektywą kolejnego, świetnego meczu.
- Ale nie tak…
- To jak?
Nagle Allen uniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy. Zatkało mnie, gdy zobaczyłam jak intensywnie się we mnie wpatrywał, a w dodatku zachwycił mnie wyjątkowy, głęboki odcień granatu w jego tęczówkach. 
- We dwójkę - powiedział cicho.
Z niewiadomych powodów poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej i uśmiechnęłam się szeroko.
- Z miłą chęcią - jakby to powiedzieć… razem z tymi słowami poczułam, jak radość zalewa mi serce i zaśmiałam się.
- Co cię tak bawi? - próbował spytać na poważnie Allen, ale widziałam, że sam próbuje powstrzymać uśmiech.
- Nic, tak tylko sobie myślę, że wyglądasz jak kompletny pajac - zaśmiałam się głośniej i oddaliłam się na bezpieczną odległość, gdyby koleżka chciał się zemścić.
- Oooo, tak się bawić nie będziemy! - palnął Allen, po czym wyciągnął ręce, aby mnie chwycić.
Z piskiem odskoczyłam i zaczęłam biec w randomowym kierunku.
- Zobaczymy czy nasz Pan Od Innych Celów da radę złapać tak nieszczęsną dziewczynkę jak ja! - krzyknęłam przez ramię, gdy brunet rzucił się za mną w pogoń.

niedziela, 13 marca 2016

Nić porozumienia - Trish

Trish

Uśmiech właściwie nie schodził mi z twarzy. Pogodziłam się z Christianem, który jest spoko ziomkiem, zagrałam w kosza i nie przegrałam, a zmęczyłam się jak nigdy oraz miałam szansę zaznajomić się z duetem, złożonym z Leona i Allena.
Westchnęłam zrelaksowana, po czym sięgnęłam do torby, by wyjąć z niej dzisiejsze notatki. Położyłam ją na kolanach i zerknęłam na stojące obok łóżko. Rose leżała tam od godziny i w ogóle się nie ruszała. Przez pewien czas miałam wątpliwości czy oddycha, jednak ta funkcja życiowa, całe szczęście, pozostała aktywna.
- Emm... Rose? - pamachałam jej ręką przed twarzą. Co było dziwne, Rose nie miała słuchawek w uszach.
- Co - odpowiedziała sucho.
- No, bo wiesz... mieszkamy razem w pokoju i chciałabym, byś dzieliła się ze mną swoimi problemami. Może dam radę ci pomóc - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
Bordowowłosa spojrzała na mnie, lecz milczała. Chyba zastanawiała się czy może mi powiedzieć. Chcąc dać jej czas, zaczęłam wpatrywać się w zeszyt, który dopiero co wyjęłam z torby. Od studiowania notatek wyrwał mnie ledwo słyszalny głos
- Oglądasz gry? - rzekła Rose, przypatrując mi się uważnie.
Uniosłam brew.
- Chodzi ci o to, jak ktoś gra w gry, komentuje je i wstawia na Youtube?
- Tak.
Na ułamek sekundy mnie zatkało, ale wzięłam się w garść.
- Kiedyś oglądałam. Teraz nie mam na to czasu - odpowiedziałam, czekając na reakcję Rose.
Dziewczyna mruknęła pod nosem.
- Degenerat.
- Co? - palnęłam zdziwiona.
- Degenerat. Chodzi z nami do szkoły. Zaprosił mnie na wspólne wyjście.
Pozytywnie zaskoczona wstałam z łóżka.
- To dobrze! - krzyknęłam z charyzmą - Tak...?
- Tak, w końcu to mój mąż.
- Zaraz, co?
- Oglądam go już od tylu lat i spotykam na studiach. Takiej okazji nie mogę zmarnować.
Stałam na środku pokoju, zbierając żuchwę z podłogi i próbowałam dociec, o co biega.
- Ach, no tak - udałam, że wszystko rozumiem - Tak więc korzystaj, póki możesz! Ubierz się jak najlepiej, może nawet pomaluj i bierz los w swoje ręce! - wydałam z siebie niezręczny chichot.
Rose nadal patrzyła na mnie przez grube szkła swoich okularów, jednak tym razem w jej oczach zabłysł ogień determinacji.
- Racja - usiadła na łóżku i wsunęła bryle wyżej na nos - Może jednak damy radę się dogadać.
Tym sposobem Rose po raz pierwszy zaszczyciła mnie uśmiechem.

sobota, 12 marca 2016

Kojący spacerek - Rose

Rose

Siedząc na wykładzie, próbowałam nie przypominać sobie co chwilę co się przed momentem zadziało. Wizja klęczącej przed skołowanym Christianem z wielką bombonierką cały czas pojawiała się w mojej głowie, a ja próbowałam nie wybuchnąć śmiechem. Zdecydowałam, że bym mogła oderwać się od tej myśli, zacznę słuchać profesora, lecz zanim zdążyłam zawędrować do niego wzrokiem, coś innego przykuło mą cenną uwagę.
To znowu on. ON. Na tym samym wykładzie co ja. W tej samej szkole, na tym samym wykładzie, z tym samym profesorem, oddychając tym samym powietrzem, siedząc właściwie obok mnie (tylko trzy rzędy do przodu) i tak samo nie mogąc się skupić na tym co trzeba!
Gościu, znany mi jako Degenerat, siedział znudzony i rysował coś na siedzeniu. Ale z niego rebel. Szacun.

~ w pokoju ~

Kiedy byłam już pokoju, walnęłam się na łóżko i, UWAGA, odpaliłam kompa, a potem Lol’a. Niestety, gra mi nie szła mi zbyt dobrze, więc zrezygnowana wyszłam z akademika. Chodziłam w te i wewte, nawet zauważyłam Trish idącą gdzieś za jakimś brunetem, a potem Annie, która oblała wodą innego wysokiego blondyna. Co się tu kurwa dzieje? - pomyślałam. Nie miałam zamiaru się w to mieszać i tej się nie potrzebnie denerwować. Już byłam skołowana i zmieszana. Może powinnam jednak wrócić do pokoju i ogarnąć następną rundkę w Lol’a?
To jest chyba najlepszy pomy… 
- Pacz jak chodzisz… - wymamrotałam pod nosem, chcąc wyminąć napastnika.
- O, dziewczyna z holu? - zapytał inteligentnie znajomy głos, a ja podniosłam głowę zdezorientowana.
- Cholera… - wyszeptałam.
- Co? - spytał.
- A nic, nic - uśmiechnęłam się - Słuchaj, śpieszę się…
- Gdzie? - pytał dalej.
- D-do pokoju - powiedziałam.
- Ej, ej, stój! - krzyknął, a mnie zamurowało - Dasz się kiedyś dokądś wyciągnąć? 
- Kurwa, Matko Święta Bożego Narodzenia Pańskiego Częstochowska Dolnośląska - wytrzeszczyłam oczy mamrotając. - Ee… T-tak, z tobą zawsz… TAK. 
- O, okay… to jutro po wykładach poczekaj przed uczelnią, umówimy się wtedy… dobra? - zapytał zmieszany.
- J-jasne…
Uśmiechnęłam się niepewnie, pożegnałam i wróciłam nieprzytomna do pokoju. Co się tu do cholery dzieje?! Wszystko idzie nie po mojej myśli… - pomyślałam, siedząc na łóżku.



piątek, 11 marca 2016

Koszy łączy ludzi. Naprawdę - Annie

Annie


Po wykładach udałam się z Trish do akademika. Razem z blondynką poszłyśmy do pokoi, aby się przebrać. Założyłam na siebie krótkie, dżinsowe spodenki i bluzkę na ramiączkach oraz narzuciłam na to bolerko, ponieważ było ciepło, ale w każdym momencie mogło się ochłodzić. Związałam włosy w wysoką kitkę, wypuszczając kilka kosmków oraz grzywkę. Wychodząc z pokoju, wzięłam jeszcze torebkę. Trish już na mnie czekała. Po krótkim czasie byłyśmy już na miejscu. Dziewczyna wyciągnęła piłkę po czym zaczęłyśmy rzucać, kozłować, no ogólnie się rozgrzewać. Po jakichś piętnastu minutach gry, ktoś krzyknął mi do ucha:
- Siema! - krzyknął, a ja odskoczyłam i odwróciłam się - Widzę, że nasza blondwłosa znajoma przyprowadziła równie śliczną koleżankę - oznajmił, a ja popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Znasz go? - zapytałam, podnosząc brew.
- T-taaak… znaczy w sumie to nie - stwierdziła, drapiąc się po głowie.
- To tak czy nie? - spytałam podejrzliwie. 
- N-no… 
- Dobra, Leon, daj spokój… - westchnął… brunet? Chwila, skąd on się tu… dobra, nieważne.
- No weź, Allen, chcecie z nami zagrać? - wyszczerzył się blondyn (ten, który krzyknął mi do ucha).
- Niech będzie - splotła ręce na klatce piersiowej dziewczyna, a ja głęboko westchnęłam.
No więc kilka minut później zaczęliśmy grę. Na początku Trish protestowała przeciwko składom dziewczyny na chłopaków, no i skończyło się na tym, że jestem w teamie z blondynem. W sumie mnie to tam jedno, ważne, że moja kompanka jest zadowolona. Chyba.
~ 20 minut później ~ 

- Nigdy, kurwa, więcej nie gram z wami w kosza, frajerzy! - oznajmiłam, zataczając się ze zmęczenia, prawie się przewracając.
- Oj, oj, dziewczyno, uważaj, bo zaraz zaryjesz głową o parkiet! - zarechotał blondyn, podtrzymując mnie od tyłu.
- Jak, jak wy tak szybko i… i dużo biegacie!? - zapytałam, prawie wypluwając płuca.
- Ano, jakoś tak… - uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam.
Chwilę potem poszłam usiąść na ławkę, napić się wody. Zauważyłam Trish rozmawiającą o czymś z tym brunetem. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ponieważ 5 minut temu, blondynka wleciała w tors chłopaka próbując dogonić osobę przy piłce. 
- Może Allen dzisiaj coś wyrwie… - zarechotał stojący za mną chłopak.
- Może… - wyszczerzyłam się.
- Może mi też się uda… - wymamrotał blondyn, łapiąc mnie za ramię.
- Żebyś przez przypadek zaraz nie wąchał kwiatków od spodu - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Jest i taka możliwość - rozłożył ręce - A jak ci na imię? - spojrzał na mnie kątem oka.
- Annie, Annie Shelley… - westchnęłam, biorąc łyk wody.
- Leon Broadband  - powiedział, a ja spojrzałam na niego z lekka ciekawością, po czym z mojego zasięgu wzroku znikła Trish.
- Gdzie ona jest? - zapytałam skołowana.
Leon tylko się zaśmiał, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.

Śmiech prosto z serca - Annie

- Po co kazałaś mi tu przyjść? - przewróciła oczami Rose, siedząca na ławce przy drewnianym stoliku obok uniwersytetu.
- No przecie mówiłam ci, że Trish chciała, żebym cię tutaj ściągnęła... - westchnęłam lekko podirytowana.
- A on co tu robi? - wymamrotała dziewczyna.
- Spytaj się go - stwierdziłam siedząc na stole.
- Czego tu szukasz zbłąkany wędrowcze?
- Ta blondi chciała żebym tu przyszedł... - westchnął Christian, który stał tuż obok nas.
- JUŻ JESTEM! - krzyknęła Trish ciągnąc za sobą Ryana. - Annie zejdź ze stołu i usiądź, Christian też, to samo tyczy się ciebie Ryan!
No więc kiedy już wszyscy zajeli miejsca dziewczyna wyciągała jedzenie oraz jakieś napoje, twierdząc, że mamy to zjeść. Zlustrowałam ją od góry do dołu po czym powiedziałam:
- Yyy słuchaj... - westchnełam. - Mam limit kalorii, który wynosi ich 1400 na dzień, więc proszę jedzcie do woli, a ja popatrze - uśmiechnęłam się.
- ... - popatrzyła na mnie podejrzliwie. - To żadne wytłumaczenie... - stwierdziła - To zjedz przynajmniej jabłko! - krzyknęła rzucając we mnie owocem.
- Dobra - wymamrotałam pod nosem.
Blondyna wypchała reszte kanapkami, jakąś czekoladą i napojami niewiadomego pochodzenia.

 Kiedy już wszyscy skończyli uklękła, co więcej jej wzrok skierowany był na Christiana.
- P-przepraszam! Z-za to, że cie znokałtowałam! Mogło się obejść bez tego! - wykrzyczała, a chopak omało co nie zakrztusił się wodą, którą w tym momencie popijał, po czym zza pleców wyjęła bombonierke.
- ... - biedak skołowany patrzył na dziewczyne 10 sekund bez ruchu i powiedział - W-wszysto w porządku, nie mam ci nic za złe... - mamrotał zdezorientowany.

~ Kilka sekund grobowej ciszy później ~

- ... HAHAHAHHAHAHHA - Rose wybuchła niekontrolowanym śmiechem, a na ustach Ryana pierwszy raz ujrzałam uśmiech, który nie był szyderczy, za to ja próbowałam tłumić rozbawienie sytuacją, ale prędzej czy później sama wybuchłam ze zdwojoną siłą.
- Co wam jest? - zapytała zmieszana Trish wstając klęczku.
- Zadziwiasz mnie, kobieto... - mamrotał przez śmiech Ryan.
- To w-wracajmy na wykłady... - rechotałam, lekko się zataczając.
- Jestem za! - krzyknęła Rose i udała się w stronę uniwersytetu pierwsza, razem z Ryanem.
- To ja też idę - westchnął widocznie rozbawiony Christian.
- A... a wybaczyłeś mi? - odezwała się nagle blondynka.
- Pfff... T-trish on nie... - chichotałam stojąc koło niej.
- Ta jasne... - westchnął chłopak i popatrzył na mnie z politowaniem, a ja odwzajemniłam wzrok szczerym śmiechem prosto z serca.
- To nara, frajerzy! - krzyknęłam idąc w strone szkoły.
- Nara... - usłyszałam głos Christiana w oddali oraz pisk Trish:
- Ej, czekaj na mnie!

Nieporozumienie - Trish

Trish


Ciekawe o co chodziło Rose. Jakoś dziwnie się zachowywała. Chociaż nie. Ona zawsze zachowuje się dziwnie, teraz była po prostu inna niż zazwyczaj.
Wzruszając ramionami, ruszyłam w stronę najbliższego sklepu jakim był podupadły monopolowy.
- Dzień dobry! - krzyknęłam do jakiejś wypindrzonej lasi za kasą - Ma pani na sklepie balony?
- ... - kobieta popatrzyła na mnie z politowaniem - Chuj a nie dobry. I kto mówi "na sklepie?" - uśmiechnęła się złośliwie.
Oj, nie. Mi nie zachodzi się za skórę.
- Proszę Pani - zaczęłam spokojnie - Bardzo serdecznie proszę, o ruszenie swojego kwadratowego tyłka i sprzedanie mi pieprzonych balonów, bo jak nie, chętnie zgłoszę Pańską postawę wobec klienta właścicielom i zgłoszę cały zakład do sanepidu, a nie jest tu zbyt czysto. Wątpię, by dostała Pani pracę w innym miejscu niż w tej zatęchłej dziurze, więc proszę nie marudzić i wypełnić moje życzenie.
Zatkało. Hehe, punkt dla mnie.
Lachonowi prawie kopara opadła, ale w końcu zdołała przywrócić swój zadufany wyraz twarzy i z parsknięciem wykonała transakcję.

~ kilka godzin później ~

Okej, Rose wyniosła z pokoju niemal cały swój bagaż co odrobinę mnie zaniepokoiło, ale walić to. Nie będę jej w końcu życia ustawiać.
Po mojej krótkiej chwili zadumy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju wszedł... Christian! W ręku trzymał wielką tabliczkę czekolady i ubrał się w bardziej wyluzowane cichy niż w szkole; dres i t-shirt.
- Hej - przywitałam go z uśmiechem - Napijesz się czegoś?
- Nie, nie, dzięki - odparł - To dla ciebie - wepchnął mi w ręce wcześniej wspomnianą czekoladę. Mmmm, karmelowa!
- Dzięki. Pójdę po jakąś przekąskę, a ty czuj się jak u siebie.
Odwróciłam się, wykonując piruet jak balerina, ale po chwili coś zaburzyło moje poczucie równowagi, popychając mnie. Ku mojej uldze - wylądowałam na łóżku.
- Sory, mam dwie lewe nogi - westchnęłam zawstydzona.
- Przecież tutaj zmierzałaś - powiedział Christian, siadając obok mnie.
- Huh? - oczy niemal wyszły mi z orbit, kiedy poczułam jego dłoń tam gdzie nie powinno jej być.
- GWAŁCICIEEEEEEEL! -  wrzasnęłam, po czym stanowczym ruchem odtrąciłam jego rękę i całkowicie niechcący walnęłam go w twarz. Chłopak poleciał na podłogę.
- KUPIŁAM NAWET BALONY OD WREDNEJ EKSPEDIENTKI, A TY ŚMIESZ WCHODZIĆ DO TEGO POKOJU I ZŁAMAĆ MOJE ŚLUBY CZYSTOŚCI?! WYPIERDALAJ PAN!
Jednak zanim zdążył wypierdolić to ja wybiegłam jak bohaterka głupiej dramy i wbiłam do pokoju obok.
- ON CHCIAŁ MNIE ZGWAŁCIĆ!

środa, 9 marca 2016

Za pół godziny - Trish

Trish

Około dwudziestej leżałam już w łóżku na plecach z rękoma ułożonymi pod głową. Od dwóch ostatnich godzin dużo myślałam, głównie o Christianie i słowach Ryana. Nie miałam mu ich za złe, ponieważ wiedziałam, że powiedział prawdę. Jedyne do czego a raczej kogo czułam żal to Christian. Miałam sobie za złe to w jaki sposób go odebrałam i o to, że nabiłam mu sińca na twarzy. Jak mogłam być tak niedomyślna? Westchnęłam ciężko i zmieniłam pozycję, kładąc się na boku. Muszę wymyślić jakiś sposób na przeproszenie Christiana.

~ wtorek ~

Wstałam z łóżka tylko jak zadzwonił budzik, ogarnęłam się i zjadłam śniadanie złożone z chleba z serem białym i pomidorem oraz soku porzeczkowego. Nie minęło 15 minut od mojej pobudki i już byłam na ulicy, prowadzącej do oddalonego o kilometr spożywczego. Drogę do sklepu przebiegłam w miarę szybkim truchtem, by nie marnować czasu. Weszłam do całkiem dużego budynku i podeszłam do najbliższej półki, na której znajdowały się napoje. Wzięłam wodę mineralną, sok pomarańczowy, sok jabłkowy i ruszyłam do następnej alejki. Tutaj leżały owoce i warzywa, więc zabrałam kilka jabłek, kiść winogron oraz kupę innych roślinek.

~ po wykładzie z chemii ~

- Po co ci taka wielka torba? - spytała zmieszana Annie.
- Do noszenia potrzebnych przedmiotów - odparłam prosto.
- ... wszystko czego potrzebujesz na wykłady to notes, długopis, śniadanie i butelka wody.
- No widzisz - spojrzałam na nią przepraszająco - Muszę coś załatwić. Spotkamy się za pół godziny przed naszym akademikiem, zgarnij Rose!
- Z-zaraz, a co z wykładem?! - spytała oburzona rudowłosa.
- Na dzisiaj to tyle! - nie słuchałam dalszych wykrzyknień dziewczyny, ponieważ już biegłam w kierunku sali, w której sor Kowalski właśnie kończył zajęcia. Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczekałam aż otworzyły się i na korytarz wyszła spora grupa ludzi. Bez większego trudu wypatrzyłam w tłumie znużonego Christiana z niebieskawym siniakiem na kości policzkowej. Gdy tylko mnie zobaczył próbował zbiec w inną stronę, ale nie zdążył zrobić nawet kroku, a już stałam przy nim.
- Christian...-
- Mieliśmy już nie gadać - uciął brunet, patrząc w ścianę za mną.
Po spojrzeniu w jego wrogie oczy, na chwilę jakby opadłam z sił, ale po dostarczeniu organizmu świeżej porcji tlenu dostałam nagłego zastrzyku pewności siebie.
- Słuchaj - zaczęłam niepewnie - Wiem, że początek naszej znajomości nie był... - wykonałam okrężny ruch ręką, szukając słowa - zbyt kolorowy, no jak już to fioletowy... a może niebieski..? Dobra, nieważne, chcę po prostu byś wiedział, że wydajesz się spoko gościem i dlatego miałam zamiar się z tobą zaprzyjaźnić. To, że nie zauważyłam twoich intencji to straszne wtopa z mojej strony, ale... - znów się zacięłam - Przyjdź, proszę za pół godziny przed mój akademik. Tam opowiem ci wszystko ze szczegółami.
I tak jak to było w przypadku Annie, zostawiając chłopaka za sobą, poszłam w swoją stronę: na poszukiwanie Ryana.

Co on miał dokładnie na myśli? - Rose

Kiedy Annie i Trish wróciły do pokoju zdjęłam słuchawki z uszu i zapytałam:
- Co się stało się?
- Gwałciciel! Mamy zboczeńca w akademiku... - westchnęła blondynka.
- Chwila moment - złączyłam wątki - A ty nie miałaś z własnej woli...
- NIE! - krzyknęła.
- Oj, no doszło do małego nieporozumienia - przewróciła oczami rudowłosa.
- A no chyba, że tak - wymamrotałam - Bez sensu - stwierdziłam z pełną kulturą.
- Czyli on myślał, że ja takie rzeczy chcę z nim... - Trish zbladła.
- Tak, dokładnie takie... - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Ale ty głupia kobieto jesteś... Liczyłaś na bezinteresowną przyjaźń z jego strony? - zapytał, patrząc na blondynkę spod grzywki Ryan, którego imię wyjawiła mi przed piętnastoma minutami Annie.
- N-no tak...
- ... - wtedy pierwszy raz ujrzałam oczy blondyna, ponieważ ten odgarnął długą grzywkę, która wcześniej zasłaniała mu praktycznie całą górną połowę twarzy. - Jesteś cholernie naiwna... - westchnął, patrząc z zażenowaniem na Trish, a potem otworzył półkę szafki nocnej, wyjął paczkę papierosów i wyszedł z pokoju.
Wyglądał poważnie i zdecydowanie, co więcej jego zimny wzrok i bardzo ciemne tęczówki utkwiły mi w pamięci. Miał podkrążone, zmęczone i lodowate oczy przez co przeszedł mnie dreszcz. Albo mam złe szkła w okularach albo zauważyłam delikatnie zarysowaną bliznę na czole chłopaka.
- A temu co? - zapytała zmieszana Annie.
- Czy ja wiem... - popatrzyłam w jej stronę, lekko skołowana.
Trish się nie odezwała, za to wydawało się, że wzięła sobie do serca słowa studenta.
... Kuźwa, zara mi się mózg przegrzeje!
Jakieś 10 minut później pożegnałyśmy się z Annie oraz udałyśmy się do pokoju obok. Wzięłam prysznic, zjadłam kolację no i położyłam się do łóżka.
Robi się tu coraz ciekawiej... - pomyślałam, a zaraz potem oddałam się w objęcia Morfeusza.

Obrońca Praw Kobiet - Annie

Annie

Herbatka, gazetka, laptopek... scyzoryk? Spokój, cisza no i w ogóle... Życie jak w Madrycie.
- ON CHCIAŁ MNIE ZGWAŁCIĆ! - Trish brutalnie przerwała nasz wieczorny relaks.
- ... - popatrzyłam na nią zdziwiona, Ryan również wydawał się skołowany, a co do Rose... ta miała słuchawki na uszach. - C-co się stało?
- GŁUCHA?! Mamy gwałciciela w akademiku! - panikowała, a ja paczałam na nią jak na chorą.
- A ty przypadkiem z nim z własnej woli nie miałaś... - powiedziałam cicho.
- CO!? Skąd ci to przyszło do głowy!? - darła ryja.
- Ano bo my z Rose konwersowałyśmy i... - wymamrotałam.
- ... co? Nieważne! Musimy go wypierdolić z pokoju! - krzyknęła.
- Ty musisz - odezwała się nagle wszystko wiedząca Rose.
- A-ale!
- Oj, no dobra chodź! - oznajmiłam wyciągając blondynkę siłą z pokoju. - Gdzie on jest? - zaczęłam rozglądać się po pokoju.
- T-tam!
- Ooo... - ujrzałam chłopaka siedzącego na ziemi chwytającego się za głowę. - Wypierdalaj, zboczeńcu - splotłam ręce na klatce piersiowej.
- ... - ten tylko zlustrował mnie wzrokiem, po czym powiedział - O co ci chodzi dziewczyno!? - odburknął, patrząc na Trish, która stała za moimi plecami i milczała ze wzrokiem mordercy skierowanym w stronę bruneta.
- O co tobie chodzi? Przyszedłeś tu po to żeby ją zaliczyć!? - zapytałam prosto z mostu.
- W sumie to tak, ale... - wymamrotał, drapiąc się po głowie. - A ty co, jej adwokat?
- Nie, kurwa, psychiatra! Najwyraźniej źle Cię zrozumiała... albo ty ją - westchnełam zażenowania sytuacją. - Proponuje się pogodzić! - uśmiechnęłam się.
- Nie - stwierdziła blondynka.
- Ani mi się śni - wymamrotał chłopak.
- No to ktośkogonieznam opuść pokój, a ty Trish się uspokój - powiedziałam.
-  Jestem Christian Ashwort... - wymamrotał patrząc w sufit.
-  Annie Shelley, miło mi... - westchnęłam lekko podirytowana sytuacją, po czym udałam się do mojego pokoju. Chłopak wyszedł, a Blondynka się uspokoiła.
Oby nigdy więcej nie musieli na siebie patrzeć... - myślałam wchodząc do mojego pokoju.
Chwilę potem miałam już dwójkę gości w pokoju.
- Annie, pograjmy jutro w kosza - zaproponowała Trish.
- Hmm, jasne czemu by nie... -  uśmiechnęłam się, popijając herbatkę w towarzystwie dwóch nowych koleżanek i współlokatora.

Jak u mamusi a nawet lepiej - Rose

Rose

Emmm noo... - drapałam się po głowie zdezorientowana. - T-to paaa...

- Ehh, narka...

Po tym wydarzeniu niczym duch wróciłam do pokoju. Czemu aż tak spanikowałam? Przecie to nie w moim stylu! Jestem zwierzęciem bez uczuć, obojętna wszystkiemu oraz kowalem własnego losu! Nie mogą mną miotać jakieś bezsensowne ludzkie uczucia! Nie! No, po prostu, kurwa, no nie!

Po powrocie zjadłam obiad, po czym oddałam się zaciekłej grze w Lol'a. Niestety, nie dość, że cały czas myślałam o zdarzeniu w holu, to jeszcze gonił mnie czas i do osiemnastej miałam się kulturalnie wynieść z pokoju. Oczywiście, mogłam zostać oraz wziąć udział w zabawie z moją współlokatorką, ale jakoś mi się to nie uśmiecha. Kiedy była już 17.50, a Trish czekała na owego "Christiana", ja biorąc laptopa pod pachę, telefon i słuchawki oraz kocyk wyniosłam się z pokoju. Kurwa, wolę spędzić czas z satanistą oraz lasią, której praktycznie nie znam niż... nawet mi to przez gardło nie przejdzie. Nie żebym była aseksualna, ale uważam, że w pierwszym dniu, pierwszego roku i jeszcze na jeden numerek... to nie w moim stylu.

Otworzyła mi rudowłosa, przyjaźnie się uśmiechając. Za nią ujrzałam chłopaka siedzącego w kącie pokoju, bawiącego się scyzorykiem. Ehh, nevermind. Chyba nie jest aż tak niebezpieczny skoro Annie jest aż tak spokojna? Oby...

- Chcesz się czegoś napić? Od razu mówię nie serwujemy alkoholu. Woda, sok pomarańczowy i wszystkie rodzaje herbat w tym odchudzająca - powiedziała, siadając na łóżku.

- Poproszę zieloną bez cukru... - wymamrotałam pod nosem.

- O-ookay. Jak chcesz to się tu jebnij z tym laptopem - oznajmiła wskazując wzrokiem na łóżko.

- Dzięki! - odpowiedziałam, bo właśnie tego oczekiwałam. Lol, ciepła herbatka, słuchawki i kocyk. Jak u mamusi. No nie, mama powiedziała by mi, że za dużo gram... No więc nawet lepiej!

Annie czytała jakiś magazyn, ten chory pojeb w kącie robił... to co robił. A ja se partyjkę w Lol'a wygrałam. I tera następna!

- Słuuuchaj, a czemu tak wogle ty się tu z tym całym dobytkiem wyniosłaś? - spytała zaciekawiona dziewczyna.

- Moja współlokatorka zaprosiła chłopaka. Będą się bawić, a ja nie chce w tym uczestniczyć. - popatrzyłam nią kątem oka.

- ... już!? - odezwała się zdziwiona. - Chwila moment... Trish?

- Znasz ją? - zapytałam, podnosząc brew.

- Chodzimy razem na wykłady... nie wiedziałam, że ona w te klimaty. Wiesz wydawała się mega spokojna i... i wogle - kminiła Annie.

- Ano widzisz... Cicha woda dupy rwie...

Degenerat - Rose

Rose

HAHAHAHAHAHAHAHA
To niemożliwe - myślałam wychodząc z sali, gdzie przed chwilą miałam wykłady. Przez cały dzień kminiłam nad moją nierealną teorią.
- ROOOSE! - przerwał mi znajomy pisk.
- Tak? - zapytałam lekko podirytowana,iż moje filozoficzne myśli zostały…
- Jest sprawa! Dzisiaj przychodzi do mnie o 18 Christian. Taki mój kolega… i jak chcesz możesz z nami spędzić czas, a jak nie to…
- Yyyy… słuchaj ja się w takie rzeczy nie bawię - kurwa, no. Taka cicha, przestraszona, a tu proszę, kurwa! Ledwo się rok studencki zaczął a ta już dupy daje, że jeszcze tak otwarcie mnie tej zaprasza! Pewnie, zabawimy się w trójkę! - Nie lubię w trójkąty. Źle mi się kojarzą… no wiesz, Illuminaci i w ogóle.
- O… t-to… - zacięła się.
- Wiesz co, ja pójdę w cholerę albo odwiedzę znajomych satanistów - przewróciłam oczami.
Blondynka niepewnie przytaknęła, po czym pożegnała się i udała się w swoją stronę.
Ja pierdolę, tylko żeby za często mi “kolegów" do pokoju nie przyprowadzała. Jak chce to niech idzie do bractwa.
No więc wróciłam do kmin.
A jak to nie był on? To jest tak niemożliwe jak…
I wtedy ujrzałam.
- JAPIERDOLE!!! - wydarłam ryja na pół uniwersytetu. Nagle wszyscy paczeli na mnie. Może te spodnie nie pasują do moich glanów?
- Dziewczyno, uspokój się! - usłyszałam kilka komentarzy w tym stylu, ale jakoś mega mocno mnie nie przejęły. Liczyło się tylko to na co (czytaj: kogo) paczyłam.
- Jak to jest możliwe? - mamrotałam pod nosem, stojąc na środku holu. - Czy ja mam większą wadę wzroku niż mi się wydaje?
- Ej, co ci jest? - jakiś random spytał prosto z mostu, a ja podniosłam wzrok z podłogi.
- AAAAAA! O MÓJ BOŻE TY NIE JESTEŚ RANDOMEM! T-to ty! - wydarłam japę.
- Dziewczyno, zaprowadzić cię do pielęgniarki? - zapytał ponownie lekko skołowany chłopak.
- Eeee… n-nie, wszystko w porządku… - prawie oczy wyjebało mi z orbit.
- Na pewno? - uniósł brew.
- Chyba - odpowiedziałam spokojniej.

Niespodziewane spotkanie - Trish

Trish

Jak Annie może być taka spokojna? Czy tylko mnie zżerają nerwy? Rozglądając się po sali ustaliłam odpowiedź: tak. Aaaaa, dlaczego zawsze muszę mieć taką spinę? Łapiąc się za głowę, patrzyłam, jak na salę wchodzi jakiś zgred z długą brodą, ubrany w jakieś worki na śmieci i szalik we wzroki w niepokojąco wyglądające listki.
- Witajcie, drogie dzieci - dzieci? Przecież my już jesteśmy dorośli - Dzieci Matki Ziemi! - acha, okej.
- Dzisiaj, w tym niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju momencie, zaczynamy pierwsze zajęcia z psychologii w tym roku! - nie wiem jakim cudem zdania przez niego wypowiadane kończą się wykrzyknikiem skoro cały czas szepcze - Dla niektórych to dopiero początek jego przygody na uniwersytecie imienia Charpidesa i to ich witam ze szczególną serdecznością.
Tak wyglądał początek naszego wykładu z profesorem Travisem Kowalskim. Zapowiada się ciekawie, no nie powiem.

~ dwie godziny później ~

Wykłady, póki co, były świetne. Dobrze poprowadzone, odpowiedniej długości i ciekawe. Na drugim wykładzie o komórkach stwierdziłam, iż warto by przejrzeć ludzi na wykładzie. Większość z nich to chyba spoko ziomy, byli skupieni i nie wyglądali zbyt zarozumiale. Paru z nich widziałam już na rozpoczęciu, ale tylko jedna twarz naprawdę mnie zainteresowała. To ten cichy chłopak z boiska.

~ koniec wykładów ~

Chyba zaprzyjaźniłam się z Annie. Dziewczyna jest całkiem miła, zabawna i ma podobne zainteresowania; przez połowę ostatniego wykładu szukałyśmy dobrych dup.
Nie powiedziałam jej nic o tajemniczym brunecie, lecz ona i tak zdawała się domyślać na kogo tak ciągle spoglądam. Zaczynałam żałować, iż nie zostałam wtedy na tym boisku. Może zdołałabym z nim przez chwilkę porozmawiać?
Nieświadomie przygryzłam dolną wargę i rozkminiając nad istotą życia społecznego wpadłam na czyjeś plecy. Prawie grzmotnęłam o płytki, ale w ostatnim momencie cudownie odzyskałam równowagę.
- Sory, zamyśliłam się.
Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam poznanego na apelu, Christiana.
- O, cześć - palnęłam.
- Hej - zaszczycił mnie wyszczerzem - Dobrze, że akurat na siebie wpadliśmy - dosłownie - bo myślałem o ty, by się dzisiaj spotkać. Co ty na to? - mrugnął. Znowu. Stary, wybierz się do okulisty!
- Super!
- To... u mnie czy u ciebie?
To dopiero jest trudne pytanie. Odpłynęłam na sekundę, by uwzględnić wszelkie za i przeciw
- Myślę, że lepiej będzie u mnie. Powinno być więcej prywatności niż męskim akademiku - w końcu gdyby on zaprosiłby do siebie dziewczynę, to jak by to wyglądało? - Siostrzeństwo ΔΣΦ, pokój numer 24. Widzimy się o osiemnastej! -  krzyknęłam, po czym w pośpiechu ruszyłam w swoją stronę, by odnaleźć Rose i poinformować ją o zaistniałej sytuacji i skoczyć do monopolowego.

Pierwszy wykład - Annie

Annie

Po tym jak skończyłam ćwiczyć… udałam się z Andrew na tego kebaba. No trochę chujowo by było odmówić. C’nie…?
Chłopak wydaje się być w porządku. Nawet mamy wspólne tematy. Dieta, masa, redukcja i siłownia. Kto by się tego spodziewał? Dowiedziałam się, że jest na kierunku sportowym, ma kolegę o imieniu Leon i aspiracje na trenera personalnego. Może będę miała z kim chodzić na siłke? Fajnie, by było.
Po kebabie wróciłam do pokoju ok. godziny 21. Byłam zmęczona, więc od razu poszłam pod prysznic. Niestety nowy kompan nie był ostanią przygodą dzisiejszego dnia.
- CO TEN KAMIEŃ NA SZNURKU ZNOWU ROBI POD PRYSZNICEM!? - oburzyłam się, po raz kolejny wychodząc z łazienki w samym ręczniku.
- Talizman z czarnej perły! - krzyknął Ryan.
- Sralizman! Weź se w dupe wsadź ten wisiorek! - wydarłam się rzucając w chłopaka biżuterią.
Kiedy się już ogarnęłam, walnęłam się na łóżko. Jutro pierwszy dzień. Oj, to będzie wspaniały pierwszy rok…

~ Następny dzień ~

Obudziłam się mniej więcej o siódmej piętnaście i poszłam biegać. O tej godzinie nikogo nie było jeszcze na nogach, więc miałam cały chodnik dla siebie. Po tymże wysiłku wróciłam do akademika, umyłam się, uczesałam i ogólnie ogarnęłam. Mój współlokator wciąż spał, mimo iż była już ósma trzydzieści pięć. Stwierdziłam, że nie będę go budzić, ponieważ z całym ciałem ukrytym po kołdrą wyglądał, paradoksalnie, jeszcze straszniej niż zazwyczaj.
Wyszłam na korytarz i wraz z resztą osobników płci pięknej ruszyłam ku sali wykładowczej.
Połowa miejsc byłą pusta. Okej. Więcej miejsca dla mnie.
Gdy już miałam zamiar usiąść zauważyłam charakterystyczną blond czuprynę.
- Trish! - zawołałam jak chory pojeb - Tutaj!
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się głupawo. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na dziewczynę, która studiuje medycynę, tylko na sprzątaczkę, ale, jak przykład pokazuje, pozory mylą.
Trish gestem przywołała mnie do siebie i kazała zająć sąsiednie miejsce.
- I jak? Zestresowana? - zapytała, spoglądając na mnie nerwowo.
-  Nie, a czemu? - odpowiedziałam prosto z mostu.
- A, tak jakoś. Zawsze przed pierwszymi zajęciami jestem spięta - położyła rękę na karku i westchnęła - Nigdy nie potrafię się rozluźnić na rozpoczęciach.
- To źle - odparłam, wyciągając z torebki notes.
Trish wydawała się odrobinę zmieszana moją odpowiedzią, jednak przemilczała to.
I oto w towarzystwie nowej znajomej zaczęły się moje pierwsze zajęcia na uniwerku.

Kebab - Annie

Annie

Oddałam laptopa Rose, bo chciałam zachować pozory dobrego człowieka. Może będziemy koleżankami, czy coś.
W każdym razie jak tylko dałam jej co chciała, wyszłam z powrotem z pokoju, mając zamiar wybrać się na wieczorny trening na pobliskiej siłowni. Muszę się naćwiczyć ile wlezie, bo nie wiem czy będę miała teraz wystarczająco dużo czasu na codzienną gimnastykę. Włożyłam telefon do kieszeni i zaczęłam biec w kierunku siłowni w ramach rozgrzewki. Nie zabiegłam jednak zbyt daleko, ponieważ zawołała mnie jakaś blondyna.
- Hej! 
- Słucham? - spytałam z mindfuckiem.
- Widziałam cię dzisiaj na rozpoczęciu, siedziałaś obok mojej współlokatorki, Rose i jakiegoś pomiotu szatana - powiedziała z wyszczerzem blondyna.
- Oooo, tak, znam ją. Mam pokój tuż obok i pożyczyłam jej dzisiaj laptopa - odpowiedziałam, łącząc wątki.
- … Spytała cię o to?
- Tak  - stwierdziłam - To coś dziwnego? 
- Nie… po prostu wydaje mi się, że Rose może być uzależniona od komputera.
- To… źle?
- Nie wiem. Jej chyba to nie przeszkadza, więc nie będę niczego zabraniać - wydaje się logiczne - A tak w ogóle… mam na imię Trish i studiuję medycynę - po raz kolejny obdarzona zostałam promiennym uśmiechem.
- Ja też! - zawołałam z entuzjazmem - Annie Shelley, chcę zostać pediatrą!
- Same here - zaśmiała się - Dzieciaki są słodkie. A tak na marginesie, gdzie się wybierasz?
- Na siłownię. 
- Czyli lubisz sport! Musimy wyjść kiedyś i zagrać razem w kosza! - zaczęła się gorączkować.
- Okej, jestem za, a teraz się zmywam, kalorie same się nie spalą.
Trish życzyła mi powodzenia, po czym poszła w swoją stronę, nucąc jakąś żywą melodię pod nosem. Za to ja po niecałych 20 minutach wysiłku byłam już na siłowni. Szybko się przebrałam i udałam się na bieżnię. Kiedy już miałam dosyć biegania ruszyłam w stronę czegoś, na czym ćwiczy się mięśnie brzucha. W tym czasie wyczaiłam dwie osoby. Pierwszy kolo siedział i filozofował na maszynie budującej tricepsa. Nie. On nie ćwiczył. Siedział i myślał. Kurwa. Jak chcesz być Pizdokratesem wypierdzielaj na uniwersytet! No, a drugi był przeciwieństwem tego pierwszego. Pakował jak nigdy w życiu. Podziwiam tego gościa. Wydawał się być w moim wieku. Może nawet przewinął mi się przed oczami gdzieś na rozpoczęciu? Kiedy zeszłam z maszyny…
- No cześć - usłyszałam perwersyjny głos za plecami.
- … - zlustrowałam chłopaka wzrokiem. - No siema.
- Lubisz kebab?
- Yyy… - dostałam wytrzeszczu - … zależy ile ma kalorii - skomentowałam inteligentnie - A coś poza tym masz mi do powiedzenia? 
- W przyszłości chcę otworzyć siłownię, taką wiesz… wypasioną, a w środku będzie budka z dietetycznym kebabem. Ale nie dla pedałów. Zatrudnię ochroniarza i będę ich stamtąd wypierdalać zanim w ogóle wejdą. A tak by the way… Andrew jestem, masz ochotę iść ze mną na kebaba?