sobota, 26 marca 2016

Obraz - Annie

Annie

Szybkim krokiem udałam się w stronę siostrzeństwa. Niestety, usłyszałam za sobą kroki i krzyk:
- Annie, stój! - tak, był to Christian. Miałam wyraźny grymas na twarzy, przez to kiedy odwróciłam się w stronę chłopaka, wzdrygnął się. - Słuchaj, no, mogłem się pohamować, ale...
- Ale co? - krzywiłam się dalej.
- Po prostu za nimi nie przepadam, a Leon to flirciarz i kobieciarz, więc chciałem ci to powiedzieć, ale ty sobie poszłaś - powiedział między głębokimi wdechami, najwyraźniej biegł.
- Ja nie mam zamiaru być z nim w ten sposób, jest zajebistym kumplem... - przewróciłam oczami. - A ty co taki zmęczony? 
- Bardzo szybko chodzisz - stwierdził, a ja się uśmiechnęłam.
- A ja myślę, że ekonomia nie służy twojej kondycji fizycznej - oznajmiłam dosadnie.
- Ty nie jesteś lepsza, studiujesz medycynę.
- Ja chodzę na siłownię - spojrzałam na niego z ironią.
- Więc stąd ich znasz - podrapał się po głowie.
- Tak, tak - powiedziałam - Lubię uprawiać sport, ale leczyć dzieci bardziej - zaśmiałam się szczerze.
- Rozumiem - uśmiechnął się delikatnie. 
- Eh, no to łaskawie ci wybaczam, a teraz spadam do siostrzeństwa, bo ledwo wróciłam z siłowni i muszę wziąć prysznic, narka! 
- Pa - odpowiedział, a ja ruszyłam w stronę akademika.
Weszłam do pokoju i ujrzałam Ryana. Chłopak bazgrał coś na kartce przy biurku. Zerknęłam z ciekawością. Blondyn używał farb.
- Piękne - wyszeptałam, a on się wzdrygnął.
- S-skąd się tu wzięłaś? - zapytał skołowany.
- Przeszłam przez drzwi kilka sekund temu - stwierdziłam wzruszając ramionami. - Ryan, czemu ja nie wiem, że ty tak malujesz? - otworzyłam szeroko oczy, a ten tylko się delikatnie uśmiechnął.

Na kartce papieru A2 namalowane były dwie osoby, bodajże kobieta i mężczyzna. Sylwetki były delikatnie rozmazane. W tle widniały ciepłe, a za razem niepokojące kolory. Czerwony, bordowy, blado-żółty, a gdzieś na konturach przewijały się zimne takie jak czarny, szary czy biały. Tło przypominało płomienie, dwie postacie trzymały się za ręce. O dziwo właśnie w tle obrazu można było dojrzeć ludzką sylwetkę.
- Piękne - powtórzyłam - ale zarazem trochę przerażające... - szeptałam, wisząc nad chłopakiem, na którego twarz opadały kosmyki moich włosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz