sobota, 2 kwietnia 2016

Początek - Annie

Annie

Po koncercie szybko się ulotniłam. Nienawidzę się spóźniać, więc kiedy byłam już w pokoju wbiłam z buta do łazienki poprawić makijaż.
- AAAAAAAA!
*JEBUT*
- A-annie? - zapytał inteligentnie Ryan.
- TY BLOND WŁOSA CIOTO! Co ten kawałek skały na drucie tu znowu robi!? - krzyczałam jak opętana.
- Długa historia... - przewrócił oczami, a ja westchnęłam i spojrzałam na niego z politowaniem.

~ 15 minut później ~

- I co, skończyłeś? - zapytałam, zmieniając jeansy na krótkie spodenki.
- Daj mi czas do wieczora - powiedział tonem jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Był ciepły i przyjemny a nie zimny jak wcześniej.
- Cały czas mnie zaskakujesz... - westchnęłam, wychodząc z pokoju.
Potem skierowałam się w stronę wyjścia. Tam stał już Leon. Rozmawiał z jaką blond lasią.
- Siema, pedale! - krzyknęłam, machając.
- O! Annie, idealne wyczucie czasu! - odpowiedział - Poznaj moją znajomą - uśmiechnął się.
- Melanie - powiedziała nawet przyjaźnie dziewczyna i podała mi rękę.
- Annie Shelley - uśmiechnęłam się, a dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
- Ładna jesteś - oznajmiła, po czym pożegnała się i poszła.
- Po co to powiedziała? - spojrzałam kątem oka na Leona.
- Lubi cię, wiesz taki rodzaj akceptacji - stwierdził chłopak.
- Jak ma mnie lubić skoro mnie nie zna? - przewróciłam oczami.
- Powiedziała, że jesteś ładna.
- ALE LUDZI NIE OCENIA SIĘ PO WYGLĄDZIE! - oburzyłam się - Jest... inna - stwierdziłam, nie chcąc mówić, że już za nią nie przepadam.
- Ciesz się, nie każdego akceptuje od razu - westchnął Leon, a ja popatrzyłam na niego z ironią.
- Co my w puszczy żyjemy, że... Ehh dobra nieważne, gdzie idziemy?
- Niespodzianka - powiedział i kazał iść za sobą.
Już się boję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz