środa, 13 kwietnia 2016

Wspaniały plan Leona - Annie

Annie

- Więc taki był twój plan? - spojrzałam na Leona kątem oka.
- Dokładnie - wyszczerzył się.
- Mogłam się tego spodziewać - westchnęłam z uśmiechem - Podoba mi się twój sposób myślenia.
- No... podejrzewam! - przewrócił oczami chłopak, a potem dodał - Stawiam ci drinka!
Ekhem. No więc zatargał mnie do klubu. Tyle że nie do byle jakiego! Jednego z najbardziej popularnych w mieście. Osobiście, chciałam skupić się na nauce, ale nie mogłam mu odmówić... To byłoby niekulturalne z mojej strony.
- Mimo wszystko... nie za wcześnie? - zapytałam, podnosząc brew. Do klubów nie przychodzi się o osiemnastej.
- A zgodziłabyś się, gdybym zaprosił cię później? - powiedział z ironią w głosie.
- Yyyy... no nie - chytry jest.
- No właśnie. Poza tym nie martw się, jakoś wrócimy do akademika - uśmiechnął się, a ja zaczęłam zastanawiać się czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby tu zostać.
No, ale któryś kieliszek z kolei zrobił swoje.

~Kilka godzin później~

Bawiłam się w najlepsze. Poznałam wiele ciekawych ludzi. Victorię, którą znalazłam leżącą półprzytomną pod stołem czy Nicka, który wdał się w bójkę z Leonem. Zaraz potem zostali przyjaciółmi. Wiecie... najpierw dajemy sobie w mordę, a dopiero potem przedstawiamy. To normalne. Za to ja w czasie pobytu w klubie kilka razy zdzieliłam blondyna torebką. Nie toleruje kończyn górnych płci przeciwnej na moich szanownych czterech literach.
- Zostaw mnie! Ja żyje w abstynencji, zboczeńcu! - krzyknęłam oburzona.
- W abstra co?! - wydarł ryja.
- CELIBACIE, KURWIU! - i wtedy pierwszy raz oberwał torebką.
- Phi! Od kiedy? - zapytał z ironią.
- Od... - zamyśliłam się - Od... A co cię to obchodzi! Może od tygodnia, a może od roku!?
- Stawiam pisiond na tydzień! - krzyknęła Victoria, ledwo stojąc na nogach.
- I ty przeciwko mnie, Brutusie? - popatrzyłam na nią z wyrzutem.
Wymieniliśmy jeszcze parę zdań i wyszliśmy z klubu.

Więcej grzechów nie pamiętam.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Grumpy Allen - Trish

Trish

Całe kilka godzin na basenie spędziłam na trenowaniu i wspominaniu dawnych czasów z Florentem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim tęskniłam. W trakcie przerw na nabranie oddechu po przepłynięciu dowolnym kilkunastu basenów gadaliśmy jak najęci. Poczułam się wtedy jakby coś, czego mi brakowało, wróciło do mnie. Poza tym mężczyzna nie mógł mnie ot tak zostawić; w końcu rozdziewiczył moje usta. Dobra, to nie brzmi najlepiej, więc wytłumaczę. Jak już wcześniej wspomniałam, Florent był kiedyś moim instruktorem. Wtedy tak właściwie umiałam przepłynąć tylko dwadzieścia metrów, a to co najmniej okropny wynik. Na jednej z naszych sesji znacznie przeceniłam swoje możliwości i zakończyło się resuscytacją, wykonaną właśnie przez tegoż jegomościa. Możliwe, że zawdzięczam mu życie.
Czas mijał błyskawicznie - nim się obejrzeliśmy trzeba było się zwijać. Podczas rozstania przy wyjściu umówiłam się na następne spotkanie i jeszcze raz mocno przytuliłam Florenta. Naprawdę lubiłam to robić, chociaż czułam się przy nim jak karzeł. Nadszedł ten czas i machając, pływak udał się w swoją stronę.
- Nie można było dłużej, co? - zapytał gderliwie Allen.
- O - odwróciłam się w jego kierunku, nagle przypominając sobie o jego obecności - Sory... - speszyłam się - Tak trochę głupio wyszło - zrobiłam zakłopotaną minę.
Brunet posłał w moją stronę mordercze spojrzenie.
- Ej, no okej, rozumiem, że chamsko cię ignorowałam (chociaż nieumyślnie), ale nie musisz się aż tak spinać - z każdą chwilą czułam się coraz niezręczniej - Zresztą od samego początku mówiłam, iż jestem tu by pływać.
W odpowiedzi na moje tłumaczenie dobiegło mnie westchnienie, na które zareagowałam zakładając kaptur na głowę, po czym w milczeniu skierowałam spojrzenie w kierunku nadjeżdżającego autobusu.

~ w akademiku ~

W porównaniu z moim pożegnaniem z Florentem, te z Allenem było oziębłe. Kurde, nie chciałam, by tak to wyszło.
Wyrywając się z przygnębiających myśli, wbiegłam do pokoju i śpiewnym głosem zawołałam do siedzącej na łóżku Rose:
- Wróciłam! Byłam na basenie i wiesz kogo spotkałam?!
- Nie drzyj się - wyczułam zaburzenie.
Nie tracąc żadnej chwili, rzuciłam swoje rzeczy na podłodze i rozmówiłam z dziewczyną.


basen ≠ bikini - Trish

Trish

Wróciłam do pokoju gdzie, co oczywiste, nie było Rose. Zagadała się z Alex. Nawet nie usiadłam, a już zdecydowałam, że pójdę na basen, więc spakowałam się pospiesznie. Położyłam rękę na klamce akurat w momencie, kiedy mych uszu dobiegło pukanie.
- Szedłeś na mną? - spytałam zmieszana Allena, który okazał się być źródłem dźwięku.
- Tak. Chcesz zagrać w kosza? - spytał, włożywszy ręce w kieszenie jeansów.
- Nie, dziękuję, mam inne plany - odpowiedziałam bezdusznie, zakluczając drzwi do mojego pokoju.
- Cokolwiek to jest, mogę ci towarzyszyć - próbował się wkraść w moje łaski, a ja po raz setny zlustrowałam go wzrokiem i stwierdziłam, że jest przystojny i nie zaszkodziłoby mi zobaczyć go bez koszulki.
- Spoko. Idziemy na basen. Szoruj po kąpielówki, kochaniutki - ruszyłam ku schodom.

~ na pływalni ~

- ...
- ...
- Co jest? - spytałam zirytowana, gdy Allen spoglądał na mnie z zawodem.
- Myślałem, że ubierzesz bikini... 
- Przyszłam tu pływać, a nie robić striptiz, kochany - wymruczałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Wiesz co, możemy zostać przy takim nicku - powiedział student, przeciągając się, dając mi okazję na poglapienie się na jego klatę. Mięśnie to są jednak zajebiste.
- Jakim nicku? - zapytałam z mindfuckiem, przeskakując z klaty na ramię.
- Już trzeci raz nazwałaś mnie "kochany" - wzruszył ramionami z uśmiechem pełnym... nadziei?
- Jako sarkazm, ale w sumie... niech tak zostanie - ruszyłam ku sportowemu basenowi. 
Tak, Trish, zgrywaj niedostępną! - pomyślałam, jednocześnie nie będąc do końca przekonaną czy to dobra decyzja, jednak nie miałam zbyt wiele czasu do namysłu.
- Trish! - o kurde, czy to był...
- Trish - nagle przede mnie wskoczył bardzo wysoki osobnik płci męskiej, złapał za ramiona i ścisnął mocno - Kopę lat, nie widzieliśmy się chyba przez rok jak nie więcej!
Własnym oczom nie wierzyłam. Mężczyzna metr dziewięćdziesiąt dziewięć, o niespotykanie szerokiej szczęce i powabnym uśmiechu, lat dwadzieścia siedem. 
- Florent? - spytałam niepewnie, jednocześnie przypominając sobie spędzone z nim chwile - Florent Travers? To naprawdę ty?! - słysząc w odpowiedzi tak bardzo utęskniony śmiech, rzuciłam mu się w ramiona.
- Nie, nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś! Przyjęli cię? - pytałam zanosząc się radosnym chichotem, gdy poczuła jego silne ramiona wokół siebie - Co ty na to byśmy potrenowali razem? - spytałam, nagle przypominając sobie o Allenie, który stał z boku z żałosnym wyrazem twarzy.
- O, no tak - wywinęłam się z niedźwiedziego objęcia pływaka - Allen, poznaj Florenta, mojego kolegę i dawnego instruktora. Florent, to Allen, obraliśmy ten sam kierunek. 
Po tym niezbyt rozwiniętym przedstawieniu złapałam Traversa za ramię oraz zaciągnęłam ku wodzie, zupełnie zapominając o kochaniutkim Allenie.

środa, 6 kwietnia 2016

Zaległe wideo - Rose

Rose

Weszłam do pokoju cała w skowronkach, ciesząc się nadchodzącym spotkaniem z Kamilem. Niezwykle cieszył mnie fakt, iż podczas rozmowy w cztery oczy zachowuje się tak samo jak na wideo: jest szczery. Uświadomiłam również sobie, że wybór jego jako przyszłego męża to chyba najlepsza decyzja, jaką w życiu podjęłam. Nie puszczę go teraz wolno, no fucking way.
Włączyłam leżącego na biurku kompa, po czym ruszyłam po żarcie. Tak. Miałyśmy mini kuchnię w pokoju a tak dokładniej mikrofalówkę, mini lodówkę i czajnik elektryczny. Wstawiłam wodę na herbatę i zerknęłam do lodówki, gdzie leżała kanapka w folijce z napisem "SMACZNEGO zadław się tym". No proszę. Trish stała się moją osobistą służącą (tyle że sama o tym nie wie). Sprząta, gotuje i zajmuje się brudnymi ubraniami za mnie. Żyć nie umierać.
Ej, gdzie jest Trish? Myślałam, że już tu siedzi i nuci pod nosem a tu proszę, nie ma. Jak coś ją wkońcu zgwałci to to nie będzie moja wina. Niby o tej godzinie to jeszcze nie zagrożenie, bo była osiemnasta dwadzieścia, ale żeby się nie zdziwiła!
Gdy zaparzyłam pyszną, czarną herbatkę i poczęstowałam chlebkiem, usiadłam przed komputerem oraz włączyłam Lola. Od razu napisał do mnie Maćko Ateista i spytał czy mogę zagrać, na co oparłam, iż za chwilę. Poopowiadał mi jeszcze trochę o treningu pływackim, na którym podobno był jakiś zawodowy pływak, który chodził w towarzystwie jakiejś blond dupy i nachmurzonego bruneta, lecz nie uznałam tego za istotne, więc nie przywiązując do tego uwagi włączyłam Youtube. Wciąż mam zaległości w filmach Degenerata, jednak wstyd byłoby się przyznać, toteż siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Kliknęłam w link o znajomo brzmiącym tytule.... KANAPKI. Pewnie tutaj dowiem się, o co cały czas chodziło Kamilowi.
- Otóż w dzisiejszym vlogu porozmawiamy o narkotykach - zaraz. CO? - Jako że temat jest bardzo kontrowersyjny zamienimy to słowo na "kanapkę". 
. . . 
To żem się, kurwa, wkopała.

~ trzy godziny później ~

Zagrałam z Maćkiem Ateistą. Posłuchałam Falling in Reverse. Nawet skończyłam kanapkę, ale nie mogłam tego pojąć. Czy ja umówiłam się z moim wybrankiem na palenie trawki?
- Wróciłam! - do pokoju wleciała Trish - Byłam na basenie i wiesz kogo spotkałam?! 
- Nie drzyj się - wychrypiałam, mocniej tuląc do siebie poduszkę.
Blondyna natychmiast rzuciła swoje rzeczy na podłogę, usiadła obok mnie i z poważnym wyrazem twarzy spytała:\
- Co się stało?
Spojrzałam w jej oczy, które pod to światło wydawały się całkowicie czarne.
- Kanapka się stała - wydusiłam z siebie w końcu, odwracając od niej spojrzenie.
- Kanapka? - powtórzyła - Nie smakowała ci?
- Nie, nie ta kanapka - poprawiłam okulary i wzięłam jeszcze jedną poduszkę - Idę z Kamilem na kanapkę.
- To supe... czekaj... jesteś smutna. Zrobił ci coś? - powiało chłodem, gdy niema groźba zawisła w powietrzu. Dziewczyna była impulsywna jak nic.
- Tylko mu nic nie połam, okej? Nie - stwierdziłam, że nie chcę o tym opowiadać, więc pokazałam jej wideo.
*cisza*
- No to cóż - powiedziała niewzruszonym głosem - Nie pozostaje mi nic innego, jak po prostu życzyć ci smacznego. 

Cnotka Niewydymka - Trish

Trish

Koncert był spoko, jednak mam wrażenie, że mój przez niego mój słuch troszkę ucierpiał.
Zauważyłam jak Annie zareagowała na pytanie o Ryana. W dodatku on sam się nie zjawił, więc miałam nadzieję, że nie stało się nic poważnego, chociaż przeczucie mówiło mi co innego. Chciałam ją o to spytać, jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ona popędziła na spotkanie z Leonem.
Westchnęłam pod nosem, stając obok niezwykle zaaferowanej Rose, która przeprowadzała ożywioną rozmowę z dopiero co poznaną Alex. Nie spodziewałam się, iż tak jej się spodoba. Niesamowite, jak muzyka potrafi łączyć ludzi. Postanowiłam się oddalić, ponieważ wolę być sama niż stać przy dwóch innych osobach jak piąte koło u wozu lub trzecie u roweru. Nie wiedziałam jednak, że nie byłam do końca w pojedynkę.
- Bogurodzico! - krzyknęłam, gdy wpadłam na kogoś plecami, odwróciłam się i w pokojowych geście uniosłam obie ręce do góry - Naprawdę przepraszam, to było... O to tylko ty.
Za mną stał nie kto inny jak Allen z perfidnym wyszczerzem.
- Nigdy ci nie wybaczę - powiedział, ironicznie się uśmiechając.
- Tak, wiem, jestem grzesznicą, złamałam drugie przykazanie - odparłam.
- ...
- ...
- Więc Annie umówiła się z Leonem? - zapytał po chwili niezręcznej ciszy brunet.
- Ta. Powiedziała też, że Leon to fajny kolega - dodałam z naciskiem na ostatni wyraz.
- I oby pozostał kolegą. Leon to mój przyjaciel, więc wiem do czego jest zdolny. Lepiej, by Annie nie wchodziła z nim w zbyt poufałe stosunki,bo nie skończy się to dobrze dla nikogo - rzekł poważnie Oldfield i odetchnął głęboko.
- O to się nie martw. Annie póki co nie ma w planach dzikich romansów - palnęłam prosto z mostu, sprawdzając godzinę w komórce. 16:11.
- A co z tobą? - spytał złośliwie Allen,wywołując u mnie napad kaszlu.
- "Dopiero po ślubie, kochanie" - zacytowałam horoskop z enigmą wypisaną na twarzy, na co chłopak zareagował poruszeniem brew.
- Jestem twoim "kochanym"? - zaśmiał się i wkroczył w moją strefę prywatną.
- Krok dalej i wykastruję cię plastikową łyżeczką. - komunikat był jasny; jak na razie planuję żyć w celibacie.

Kanapki - Rose

Rose

Pożegnałam się z Alex i zorientowałam, iż na placu przed szkołą zostałam tylko ja. Trish pewnie znudziło się sterczenie z boku i wróciła do pokoju, więc ja postanowiłam, iż nie będę gorsza i również udałam się w stronę akademika. Zanim jednak zdążyłam gdziekolwiek dojść usłyszałam odległy głos Kamila.
- Rose! - wielkodusznie odwróciłam się w stronę zadyszanego youtubera, który opierał się o kolana i próbował złapać oddech - Cześć - sapnął.
- Joł - odparłam, patrząc na niego z ciekawością. Normalni ludzie nie sprintują do siebie bez powodu, więc miał pewnie jakieś ukryte zamiary.
- Uf... - wykrztusił, prostując się - Mam do ciebie sprawę.
- Dawaj.
- Em... lubisz kanapki? - zapytał, zerkając na mnie w dziwny sposób, jakby próbując mi coś przekazać spojrzeniem.
- Chyba taak - odpowiedziałam z rezerwą, w razie czego ustawiając się w pozycji dogodnej do użycia glana. Zostałam zaszczycona uśmiechem.
- Najs. Chcesz do mnie na chwilę wbić? - niby zadał pytanie, ale już począł zmierzać w kierunku swojego bractwa.
- Żadnych ukrytych zamiarów? - upewniłam się, zrównując z nim tempo.
- Żadnych.

~ niedługo później ~

- Po kanapki pójdziemy w przyszłym tygodniu w piątek, musimy być przy ul. Niepodległości o dziewiętnastej, a potem skręcić w jedną z mniejszych alejek. Tam dokonamy transakcji - opowiadał mi szczegółowo swój misterny plan Kamil. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi, lecz z grzeczności nic nie mówiłam. Zazwyczaj zaprasza się dziewczyny do restauracji na jakąś wykwintną kolację a nie na kanapkę, ale cóż, pensja youtubera chyba nie pozwala mu na takie luksusy.
- Kurde - rzucił po chwili swobodnej ciszy mój towarzysz.
- Co? - pstryknęłam kostkami.
- Nie spodziewałam się, że będziesz zainteresowana takimi rzeczami - z tymi słowami Degenerat usiadł na podłodze i oparł plecy na ścianie, patrząc na mnie z zaintrygowaniem, a ja parsknęłam.
- Wolałabym znowu zagrać z tobą w Lola, jednak skoro naprawdę aż tak ci zależy na kanapkach to spoko.
- Pogramy kiedy indziej, w tym tygodniu nie mam czasu. Ostatnio nazbierało się sporo nowego materiału, a ja...
- Wyżywałeś się na krześle, ukazując swoją artystyczną duszę - przerwałam mu - Wiem.
Kamil zrobił niewyraźną minę.
- Czyli przeczucie mnie nie myliło - zaśmiał się zmieszany - Tak mi się jakoś wydawało, że byłem obserwowany.
- O... - spaliłam buraka, uświadamiając sobie, iż tak właściwie na każdym wykładzie z nietaktem wgapiałam się w plecy kolegi i wprawiałam w zakłopotanie - Sory... tak... wyszło? - rzekłam z obawą, nie umiejąc wytłumaczyć się z własnego zachowania.
- Nie no, nic się nie stało - chłopak delikatnie uniósł kąciki ust w górę - Cieszę się, że byłaś to ty a nie jakiś psychol. Pomijając to... nie mogę się doczekać przyszłego piątku - tutaj następuje nonszalanckie mrugnięcie.

sobota, 2 kwietnia 2016

Początek - Annie

Annie

Po koncercie szybko się ulotniłam. Nienawidzę się spóźniać, więc kiedy byłam już w pokoju wbiłam z buta do łazienki poprawić makijaż.
- AAAAAAAA!
*JEBUT*
- A-annie? - zapytał inteligentnie Ryan.
- TY BLOND WŁOSA CIOTO! Co ten kawałek skały na drucie tu znowu robi!? - krzyczałam jak opętana.
- Długa historia... - przewrócił oczami, a ja westchnęłam i spojrzałam na niego z politowaniem.

~ 15 minut później ~

- I co, skończyłeś? - zapytałam, zmieniając jeansy na krótkie spodenki.
- Daj mi czas do wieczora - powiedział tonem jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Był ciepły i przyjemny a nie zimny jak wcześniej.
- Cały czas mnie zaskakujesz... - westchnęłam, wychodząc z pokoju.
Potem skierowałam się w stronę wyjścia. Tam stał już Leon. Rozmawiał z jaką blond lasią.
- Siema, pedale! - krzyknęłam, machając.
- O! Annie, idealne wyczucie czasu! - odpowiedział - Poznaj moją znajomą - uśmiechnął się.
- Melanie - powiedziała nawet przyjaźnie dziewczyna i podała mi rękę.
- Annie Shelley - uśmiechnęłam się, a dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
- Ładna jesteś - oznajmiła, po czym pożegnała się i poszła.
- Po co to powiedziała? - spojrzałam kątem oka na Leona.
- Lubi cię, wiesz taki rodzaj akceptacji - stwierdził chłopak.
- Jak ma mnie lubić skoro mnie nie zna? - przewróciłam oczami.
- Powiedziała, że jesteś ładna.
- ALE LUDZI NIE OCENIA SIĘ PO WYGLĄDZIE! - oburzyłam się - Jest... inna - stwierdziłam, nie chcąc mówić, że już za nią nie przepadam.
- Ciesz się, nie każdego akceptuje od razu - westchnął Leon, a ja popatrzyłam na niego z ironią.
- Co my w puszczy żyjemy, że... Ehh dobra nieważne, gdzie idziemy?
- Niespodzianka - powiedział i kazał iść za sobą.
Już się boję.