wtorek, 12 kwietnia 2016

basen ≠ bikini - Trish

Trish

Wróciłam do pokoju gdzie, co oczywiste, nie było Rose. Zagadała się z Alex. Nawet nie usiadłam, a już zdecydowałam, że pójdę na basen, więc spakowałam się pospiesznie. Położyłam rękę na klamce akurat w momencie, kiedy mych uszu dobiegło pukanie.
- Szedłeś na mną? - spytałam zmieszana Allena, który okazał się być źródłem dźwięku.
- Tak. Chcesz zagrać w kosza? - spytał, włożywszy ręce w kieszenie jeansów.
- Nie, dziękuję, mam inne plany - odpowiedziałam bezdusznie, zakluczając drzwi do mojego pokoju.
- Cokolwiek to jest, mogę ci towarzyszyć - próbował się wkraść w moje łaski, a ja po raz setny zlustrowałam go wzrokiem i stwierdziłam, że jest przystojny i nie zaszkodziłoby mi zobaczyć go bez koszulki.
- Spoko. Idziemy na basen. Szoruj po kąpielówki, kochaniutki - ruszyłam ku schodom.

~ na pływalni ~

- ...
- ...
- Co jest? - spytałam zirytowana, gdy Allen spoglądał na mnie z zawodem.
- Myślałem, że ubierzesz bikini... 
- Przyszłam tu pływać, a nie robić striptiz, kochany - wymruczałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Wiesz co, możemy zostać przy takim nicku - powiedział student, przeciągając się, dając mi okazję na poglapienie się na jego klatę. Mięśnie to są jednak zajebiste.
- Jakim nicku? - zapytałam z mindfuckiem, przeskakując z klaty na ramię.
- Już trzeci raz nazwałaś mnie "kochany" - wzruszył ramionami z uśmiechem pełnym... nadziei?
- Jako sarkazm, ale w sumie... niech tak zostanie - ruszyłam ku sportowemu basenowi. 
Tak, Trish, zgrywaj niedostępną! - pomyślałam, jednocześnie nie będąc do końca przekonaną czy to dobra decyzja, jednak nie miałam zbyt wiele czasu do namysłu.
- Trish! - o kurde, czy to był...
- Trish - nagle przede mnie wskoczył bardzo wysoki osobnik płci męskiej, złapał za ramiona i ścisnął mocno - Kopę lat, nie widzieliśmy się chyba przez rok jak nie więcej!
Własnym oczom nie wierzyłam. Mężczyzna metr dziewięćdziesiąt dziewięć, o niespotykanie szerokiej szczęce i powabnym uśmiechu, lat dwadzieścia siedem. 
- Florent? - spytałam niepewnie, jednocześnie przypominając sobie spędzone z nim chwile - Florent Travers? To naprawdę ty?! - słysząc w odpowiedzi tak bardzo utęskniony śmiech, rzuciłam mu się w ramiona.
- Nie, nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś! Przyjęli cię? - pytałam zanosząc się radosnym chichotem, gdy poczuła jego silne ramiona wokół siebie - Co ty na to byśmy potrenowali razem? - spytałam, nagle przypominając sobie o Allenie, który stał z boku z żałosnym wyrazem twarzy.
- O, no tak - wywinęłam się z niedźwiedziego objęcia pływaka - Allen, poznaj Florenta, mojego kolegę i dawnego instruktora. Florent, to Allen, obraliśmy ten sam kierunek. 
Po tym niezbyt rozwiniętym przedstawieniu złapałam Traversa za ramię oraz zaciągnęłam ku wodzie, zupełnie zapominając o kochaniutkim Allenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz