poniedziałek, 29 lutego 2016

Laptop - Rose

Rose


Około godzinę temu ta... jak jej tam… Trish wleciała do pokoju jak jakiś chory pojeb i zaczęła pierdolić o jakiejś sekcie oraz demonach, które opętały cały akademik, a ja kulturalnie miałam ją w dupie.

Po półgodzinie w końcu zamknęła ryja, zwinęła się w kłębek i zaczęła mamrotać coś o szatanach.

Ja natomiast wróciłam do użalania się nad sobą. Spotkało mnie najgorsze zło. Zostawiłam mojego ukochanego w domu. Leży tam teraz sam i gnije z samotności. Tak bardzo tęsknię za jego dotykiem… za tym jak leżał mi na kolanach… Za  jedynym w swoim rodzaju ASUS F555LJ.

Ej. Może tamta blondyna ma laptopa?

- Ty. Masz laptopa? - spytałam bezceremonialnie.
- C-c-c-c-c-c-c-co m-m-m-m-m-maaaaam? - odpowiedziała drżącym głosem.
- Laptopa. To takie pudełko, bez którego nie da się żyć.
- … Chyba nie mam.
W tym momencie cały mój dotychczasowy świat legł w gruzach. Odebrano mi ostatnią nadzieję. Jutro obudzę się martwa.
A tak poza tym… co za NORMALNA osoba nie ma laptopa? W jakim wszechświecie ja żyję?
Nie mając większego wyboru wywlokłam się z łóżka i odliczając czas do końca moich dni wyszłam na korytarz.
Zapytacie… dlaczego? Przecie miałam się pogrążać w depresji i smutku. A jednak! Wzięłam los we własne ręce i zaczęłam… chodzić po pokojach oraz  wypytywać ludzi o to czy mają laptopy. No więc w pokoju pierwszym nikogo nie było. W pokoju drugim nikt nie chciał mnie wpuścić (mieszkanko nuuumer… 32? Nie wiem dlaczego, ale czułam od tego pokoju alkohol), co do pokoju numer trzeciego… czyli pokoju sąsiadującego z naszym… otworzył mi go w miarę wysoki chłopak.
- Masz laptopa? - zapytałam prosto z mostu.
- A po co ci? - odpowiedział pytaniem, delikatnie się uśmiechając spod grzywki.
- Bo chcę - wytrzeszczyłam oczy. 
- A masz jakiś dywanik do rytuałów satanistycznych? - oznajmił szczerząc się nadal.
- … chcesz dokonać wymiany? - podniosłam brew. 
- A ty nie? - chichotał.
- Okey, ale… nie mam dywanika.
To wypierdalaj.  - zamknął drzwi przed nosem.
Mój waleczny wyraz twarzy zmienił się w odwróconą smutną podkowę. Stałam tak pod drzwiami jakieś dwie minuty, po czym wróciłam zrezygnowana do pokoju

niedziela, 28 lutego 2016

Ceremonia - Trish

Trish

Rose wydawała się... spokojna. Tak, spokojna. Nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię, ale mojego serca nie ujęła. Z początku czułam się zestresowana, tym bardziej jak poczułam wzrok współlokatorki padający na moje ręce. Przez kilkanaście minut obserwowała jak rozpakowywałam się i układałam wszystko w szafkach. Nie mówiła zbyt wiele. Tak właściwie, to od naszej krótkiej rozmowy po moim wbiciu do pokoju nie powiedziała nic. Absolutnie. Leżała tylko ze słuchawkami w uszach i myślała o czymś.
Nie miałam zbyt wiele rzeczy, więc uporządkowanie wszystkiego minęło w mgnieniu oka.
Położyłam ręce na biodrach i zaczęłam zastanawiać co ze sobą zrobić. Rose chyba nie miała ochoty na rozmowę, toteż tę opcję odrzuciłam od razu. Co z tą muzyką w pokoju 32? Może jednak powinnam tam zajrzeć?
Nie mając innego wyjścia, wyszłam na korytarz. Od razu usłyszałam stłumioną muzykę i parę innych głosów jej wtórujących.
Już miałam otworzyć drzwi, gdy nagle usłyszałam krzyk.
- USTANÓW NAD NIMI PRZEKLEŃSTWO, A STRACH NIECH STOI PO PRAWICY JEGO!
- TAAAK... i-i w ogóle...!
Ja walę. Co. Się. Tutaj. Zadziało. Oczy niemal wyszły mi z orbit, gdy słuchałam dalej dziwnych okrzyków wydobywających się z pokoju 23.
- GDY SĄDZON JEST, NIECH WYJDZIE POTĘPIEŃ, A MODLITWA JEGO NIECH ZMIENI SIĘ SIĘ W PRZEKLEŃSTWO!
Dobra. To jest, kurwa, nieśmieszne. Ktokolwiek mieszka w sąsiednim pokoju, musi być mocno pojebany. I walnięty. I niebezpieczny.
Muszę jak najszybciej spierdzielać. Jak mnie przyłapią to nie ma co liczyć na cudowne ocalenie.
Biegiem rzuciłam się w kierunku (pozornie) bezpiecznego pokoju i dopadłam klamkę.
- Czemu nie chcą się otworzyć?! - wykrzyczałam z paniką.
Szarpałam drzwi z całych sił, ale nic się nie działo. To jakieś czary?! Ktoś sobie ze mnie kpi?!
Poczułam na czole formujące się krople potu.
W końcu w akcie obrony odwróciłam się gotowa na atak. Nic. Póki co akademik jest martwy. Jedyną osobą jaką tu spotkałam jest Rose, która w ogóle nie wynurza się z pokoju. Czyżby muzyka w pokoju 32 służyła tylko zagłuszeniu czarnej mszy w pokoju 23?! Czy wszyscy ludzie w tym akademiku są satanistami?!
Stojąc tyłem do drzwi, niechcący nacisnęłam na klamkę łokciem i wleciałam do środka.
O... to ja miałam pchać, a nie ciągnąć...

Pierwsza Noc - Annie

Annie

Po tej jakże rozwiniętej konwersacji położyłam moje pakunki na łóżku i zlustrowałam chłopaka wzrokiem - Creeepy~ - pomyślałam lekko przestraszona.
Włożyłam ciuchy do szafy, po czym poszłam do łazienki umyć się i przebrać, ponieważ zbliżał sie późny wieczór. Na wszelki wypadek zamknęłam się na zamek w drzwiach.
Kiedy weszłam pod prysznic wydałam z siebie odgłos dźwiękonaśladowczy:
- Aaaaaaa! - jęknęłam, po czym zirytowana wyszłam z łazienki w samym ręczniku. - Co to jest? - zapytałam, podnosząc brew.
- To mój talizman. - oznajmił, patrząc w podłogę.
- Przez ten twój kamień na sznurku o mało co nie rypnęłam głową o kafelki! - krzyknęłam oburzona. - Chwila moment. Dlaczego trzymasz biżuterię pod prysznicem? - zapytałam skołowana.
- Talizman z czarnej perły, idiotko! - wydarł się blondyn.
- O! Nasz emo wypowiedział więcej niż 2-3 słowa! - odpowiedziałam z irytacją.
- Uważaj sobie, bo... dlaczego jesteś w samym ręczniku? - zlustrował mnie wzrokiem, a ja popatrzyłam na niego władczo.
- Bo mogę - skrzywiłam się i wróciłam do łazienki.
Przez następne 15 minut przeklinałam w myślach tego odmieńca. Będę musiała z nim wytrzymać następne kilka lat! No nic, żeby tu przetrwać muszę się w miarę możliwości się z nim zaprzyjaźnić... - myślałam, potem cicho westchnęłam i wyszłam z łazienki.
To, co zobaczyłam przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Znowu. Stanęłam jak wryta.
- Co się tak patrzysz? Musisz przejść przez obrządek, aby móc tu mieszkać. - spojrzał na mnie krzywo, a ja wgapiałam się w pentagram narysowany na podłodze kredą.
- O-okay... - wymusiłam uśmiech.
~ Druga w nocy ~
Jestem ateistką, jestem ateistką, jestem ateistką...
Demonów nie ma, a duchy nie istnieją. To nic takiego. Po prostu masz w pokoju Ryana. Chłopaka, który powinien iść do psychiatry. On tylko jest ciut inny, odrobinę odstaje od reszty. Jest troszeczkę inny, a to... nic takiego? - wmawiałam sobie w nocy, leżąc w łóżku patrząc na mojego współlokatora, który siedział na podłodze, skulony w kącie lekko się uśmiechając.

sobota, 27 lutego 2016

Początek Piekła - Annie

Annie

Skierowałam się w stronę mojego siostrzeństwa. Nie zajęło mi to dużo czasu, więc po piętnastu minutach byłam już na miejscu. Obojętnie obejrzałam dobrze prezentujący się budynek i pewnie weszłam do środka. Po korytarzu krzątało się parę osób, niektórzy krzyczeli coś o jakiejś mini imprezie w pokoju Melanie. Domyśliłam się, iż ci krzykacze to drugoklasiści.
Niech bawią się kiedy i jak chcę, mi to wisi. Byle tylko mi nie przeszkadzali.
Udałam się na piętro, gdzie cisnęła się grupka ludzi, nie wszyscy z nich płci pięknej. Stali po drzwiami o numerze 32. Pewnie pokój jakiegoś lumpa czy coś.
Kilka osób spojrzało na mnie z zaciekawieniem, wgapiając się w moje rude włosy. Po chwili z tłumiku przy drzwiach wynurzyła się wysoka postać. Był to niebieskooki chłopak z ciemnymi włosami związanymi w kitkę. Jego wzrok również zatrzymał się na mnie, jednak nie wyglądał na zbyt poruszonego. Wygląda mi na oziębłego samotnika. Ale jest wysoki. A to już coś.
Jakimś cudem przeszłam żywa pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi i znalazłam się przed moim pokojem. Pokojem numer 23.
Bez zbędnych ceregieli wpakowałam się do środka.
Było ciemno. Odruchowo wyciągnęłam rękę do ściany, szukając włącznika. Kiedy włączyłam światło moje oczy wybuchły.
- Dz-dzień dobry… - wymamrotałam, widząc chłopaka siedzącego na łóżku z worami pod oczyma i cicho rechotającego do samego siebie. Osobnik podniósł wzrok i spojrzał na mnie wyczekująco. - Co? - popatrzyłam na niego krzywo.
- Wytłumacz się - powiedział lekko zażenowanym głosem.
- Yyyy… ale z czego? - zapytałam skołowana. 
- Dlaczego włączyłaś światło, kim jesteś i czego tu szukasz? - spytał, uśmiechając się. To zdecydowanie nie był pozytywny gest. 
- … Jestem Annie, mam tu mieszkać, a światło włączyłam, bo… było ciemno? - odpowiedziałam. - a tak à propos… czemu jesteś w siostrzeństwie?
- Bo mogę - oznajmił, patrząc na mnie przeszywająco, a ja cofnęłam się o dwa kroki.
- O-okay…

Współlokatorka - Rose

Rose

Gdy skończyłam rozpakowywać się i odkładać wszystko na miejsce, z ulgą walnęłam się na łóżko i włożyłam słuchawki w uszy, by po raz kolejny przesłuchać cały album “Get Scared”. Ich nowa płyta jest świetna. Mogę ją puszczać dniami i nocami, a i tak mi się nie nudzi.
Leżałam tak zamkniętymi oczami i do reszty oddałam się muzyce, nie usłyszałam więc, jak do mojego pokoju wbił intruz.
- Halo? - jak przez mgłę usłyszałam jakiś głos - Przepraszam?
Kulturalnie stwierdziłam, iż zignoruje owy głos i udam, że śpię.
Potem zapanowała cisza. Przewidziało mi się? Nie, niemożliwe. Co jeżeli ktoś chce mi wyciąć numer już pierwszego dnia? Oj, na to nie pozwolę.
No więc zdjęłam słuchawki i usiadłam na łóżku. Zaraz potem zlustrowałam wzrokiem intruza. 
- Jesteś moją współlokatorką? - zapytałam władczo.
- T-tak… - odpowiedziała lekko zestresowana dziewczyna.
- Okay - oznajmiłam.
Zaraz potem ponownie założyłam słuchawki na uszy, ignorując dziewczynę. Na szczęście tym razem bacznie ją obserwowałam, żeby przypadkiem jej coś głupiego do łba nie strzeliło.  
Blondynka jeszcze przez kilka minut krzątała się po pokoju, a ja lekko zaciekawiona jej osobą zapytałam:
- Jak masz na imię? - zapytałam, unosząc brew.
- Jestem Trish O'Connor. - uśmiechnęła się ciepło dziewczyna.
- A ja Rose Matthews… - westchnęłam odrobinę podirytowana zaistniałą sytuacją. 
- Miło cię poznać, Rose - powiedziała, a ja spojrzałam na nią kątem oka.
No i tak wyglądała nasza pierwsza konwersacja. Trish jakoś bardzo mi nie podpadła i mam nadzieję, że nie będzie dla mnie i mojej edukacji uciążliwa. Nie. Nie jestem wredna. Po prostu taka moja natura. Nie lubię kiedy ktoś wchodzi mi w drogę i psuje wszystkie moje plany.


Jak to się zaczęło - Trish

Trish

Uczelnia była naprawdę ogromna. Zanim doszłam do gabinetu dyrektora, załatwiłam formalności i dotarłam do siedziby siostrzeństwa ΔΣΦ minęła co najmniej godzina. Spodziewałam się, iż mimo wysokiego prestiżu uczelni akademik będzie wyglądał jak każdy inny, ale jakże się pomyliłam. Dom, w którym spały studentki wyglądał jak wybudowany niespełna pięć lat temu, ściany były idealnie czyste, bez żadnego, choćby maleńkiego graffiti, okna lśniły, a świeżo pomalowana balustrada prezentowała się jak wyjęta prosto z reklamy. Serio. Budynek wydawał się właściwie idealny.
Na myśl co może czekać mnie w środku poprawiłam kołnierzyk koszuli. Jestem totalnym żółtodziobem. W dodatku, z tego co słyszałam, pierwszakom nigdzie nie jest łatwo, a to miejsce nie było wyjątkiem.
Pokoje są dwuosobowe, czyli na pewno będę miała współlokatorkę.
Tylko, proszę, niech nie będzie skończonym plastikiem - modliłam się w duchu. Nie żebym nie tolerowała pustaków, lecz w ich towarzystwie potrzebuje, że tak powiem, kompletnej izolacji. Wolę, żeby mnie ignorowały, niż by zaczęły próbować wciągnąć w swoją fałszywą rozmowę. Brzmi to jakbym była aspołeczna, ale to nie do końca tak. Są po prostu ludzie, których nie potrafię zdzierżyć. Nie ma chyba osoby na świecie, lubiącej wszystkich jednakowo.
Jeszcze raz westchnęłam głęboko, poprawiłam torbę na ramieniu, po czym sprężystym krokiem ruszyłam do drzwi. Skrzydło otworzyło się bezszelestnie, a ja ostrożnie weszłam do środka. Lewo: nikogo nie ma. Prawo: żywej duszy nie widać. Spojrzałam na kartkę, którą dostałam od rektora i sprawdziłam, jak mam dojść do swojego pokoju. Na wprost wejścia znajdowały się schody na piętro i tam ruszyłam. Położyłam jedną dłoń na barierce, by pomóc sobie z ciężkim bagażem, cały czas szukając jakiegoś ruchu. Gdy dotarłam na piętro, usłyszałam przytłumione dudnienie basów. Ruszyłam dalej lewym korytarzem, sprawdzając zaznaczone na drzwiach numery pokoi. 24... 24... 24... W miarę oddalanie się od schodów muzyka stawała się głośniejsza. W końcu znalazłam się tuż przed drzwiami zza których wydobywał się dźwięk. Pokój numer 32. Muszę na przyszłość zapamiętać tę liczbę.
Z głową pełną niepotrzebnych myśli stanęłam w końcu przed wejściem do miejsca, gdzie będę mieszkać przez następne kilka lat. Zaczęły mi się niekontrolowanie pocić ręce, więc pośpiesznie wytarłam je w materiał spodni. Jeszcze parę razy odetchnęłam i ułożywszy niesforny kosmyk na ucho, otworzyłam drzwi.

Szkoła Marzeń

Szkoła Marzeń 

Trish

Wysoka, na pierwszy rzut oka spokojna dziewczyna przeszła przez wielką bramę, prowadzącą do ogromnego, nienagannie wyglądającego budynku. Spojrzała na błyszczące w świetle dnia okna i piękne rzeźby, stojące tuż obok schodów, które prowadziły do potężnych drzwi wejściowych.
Ciekawe, co tak naprawdę mnie tam czeka - pomyślała.
Niedawno ukończyła dziewiętnaście lat, a jej marzeniem było zostać znanym, docenianym i przede wszystkim doświadczonym pediatrą. Chciała pomagać ludziom, miała do tego korzystne warunki. Uczelnia im. Jeszcze Nwm, znanego greckiego lekarza, matematyka i filozofa była najlepszą w całym kraju i jedną z najbardziej prestiżowych na świecie. Dostanie się do tej szkoły było dla Trish szokiem. Złożyła zgłoszenie niemal pewna odrzucenia, jednak około dwa tygodnie później odebrała list z dokumentem potwierdzającym przyjęcie. Przez co najmniej dwa dni chodziła po tym wydarzeniu nie mogła zrozumieć co się tak właściwie stało. Owszem, miała bardzo dobre oceny, jednak aby dostać się do tej szkoły potrzeba czegoś więcej niż tylko niż przyzwoitych stopni i wzorowego zachowania. Potrzeba znanego nazwiska i pełnego portfela, czego Trish nie posiadała. Jej rodzina od lat zmagała się z kryzysem finansowym oraz nie zajmowała się niczym szczególnie ważnym dla państwa. Nie cieszyła się popularnością.
Nastolatka chciała to odmienić. Chciała zapewnić rodzicom szczęśliwą, spokojną starość i zdobyć pieniądze, które dałaby młodszej siostrze, by mogła pójść do równie poważanej szkoły jak ona.
Blondynka z determinacją przymrużyła oczy i zmierzyła uczelnię chłodnym wzrokiem. Miała wrażenie, że mimo popularnie używanego określenia "Szkoła Marzeń" może okazać się prawdziwym piekłem.

Rose

Dziewczyna z krótkimi, bordowymi włosami postawiła torbę podróżną na poręczy, znajdującej się na schodach i zerknęła na telefon. Tak jak się jej zdawało, dostała wiadomość. To od mamy.
"Mam nadzieję, że spodoba ci się życie studenta. Baluj jak nigdy w życiu, ale nie zapominaj o nauce! ;) "
Rose skrzywiła się nieznacznie i szybko odpisała pojedynczym "dziękuję". Przyjechała do Corrowton tylko po to, by studiować architekturę, nie po to, by chodzić na imprezy i dawać dupy losowym chłopakom z jej bractwa. Rose była jak księżniczka. Chciała, aby na uniwersytecie im. Jeszcze Nwm wszystko poszło po jej myśli. Nie było mowy o poprawkach czy przerwaniu studiów.
Rose, mimo niskiego wzrostu, mierzyła wysoko. Jej celem było zarabianie pieniędzy, by żyć w luksusie. Na samą myśl o tych wszystkich debilach, których z pewnością spotkam na swojej drodze, tak kurwa, definitywnie - pomyślała. Już w gimnazjum miała takich ludzi po dziurki w nosie, a w liceum przebrała się miarka. Jeżeli teraz spotka kogoś takiego, to nie ma przebacz. Rose będzie szczera z tym co myśli, jednak w na tyle dyskretny sposób, że nie wywalą jej ze szkoły.

Na myśl o tym co czeka ją w następnych latach uśmiechnęła się złowieszczo, po czym zabrała torbę z poręczy i włożyła słuchawki w uszy i puściła nowy album Get Scared, znanym innym ludziom jako muzyka szatana, którym tak właściwie ta niska osóbka była.

Annie


Annie staneła w środku całego zgiełku na uczelni im. Jeszcze Nwm. Tak bardzo chciała się tam przecież dostać. Zobaczyła te rzeźby i malowidła od najzdolniejszych artystów, lecz chwilę potem stwierdziła w myślach "Na co, po co to wszystko?". Była typowym umysłem ścisłym i nie rozumiała sztuki.  Owszem, podobały jej się te wszystkie sławne dzieła, ale nigdy nie umiała się sprecyzować albo odnieść do obrazu. Była to dla niej czarna magia.
W drugiej gimnazjum uzmysłowiła sobie, że chce zostać lekarzem, a dokładniej pediatrą. Zawsze uwielbiała dzieci, więc ten kierunek okazał być się strzałem w dziesiątkę.
Wszyscy zawsze zwracali uwagę na charakterystyczność dziewczyny. Była wysoka i szczupła, a jej włosy  przyciągał wzrok niejednego przechodnia; były koloru jasno rudego. Była ona dziewczyną niezwykle ambitną i zawziętą. Kiedy coś sobie już postanowi, idzie do celu po trupach. Od kilku lat chodziła na siłownię, jest wiecznie niezadowolona ze swojej sylwetki, więc uznała, że w wolnym czasie pomiędzy zajęciami na uczelni, nie będzie przecież tracić czasu na imprezy. Woli wykorzystać ten czas produktywnie. Na ćwiczenia i naukę. No więc dalej stała jak słup soli i wgapiała się w ten ogrom wszystkiego. Zaraz potem, wybita z transu, ruszyła do swojego nowego pokoju w akademiku.